kaustyk polski

relatywnie szybki internet

Post. 6. Nie mówić po prostu "nie". Szkic próby wprowadzenia do "Wstępu" do "Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa" (notatka na spotkanie grupy czytelniczej).

Dziś spieranie się z Heglem to najczęściej wyraz nieszkodliwej ekscentryczności, forma performatywnej sztuki życia. Ale jeśli chcemy się nauczyć czegoś od Marksa, a szczególnie jeśli chcemy spróbować pozwolić mówić mu głosem możliwie bliskim temu, jakim naprawdę mówił, dobrze zajrzeć do "Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa". Odniesienia tego typu wydają się odległe, ale odległość od Hegla i Marksa wydaje się dużo większa niż jest naprawdę za sprawą zwielokrotnienia intensywności produkcji kultury przez technologię. Marks miał 13 lat, gdy Hegel umarł, a gdy umierał sam Marks cztery lata miał Albert Einstein. We wcześniejszych epokach byliby sobie i nam bardzo bliscy.

"Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa" to jedyny większy tekst Marksa poświęcony Heglowi. W jego czasach filozofia Hegla była oczywistym punktem odniesienia w debatach intelektualnych. Choć Marks krytykował Hegla, to z młodym Heglem, zafascynowanym ideałami Rewolucji Francuskiej, z pewnością łączyło go niemało.

W "Zasadach filozofii prawa" z 1821 roku Hegel przeciwstawiał liberalnym, indywidualistycznym teoriom społeczeństwa swoją koncepcję "etyczności" rozumianej jako obiektywna sieć relacji społecznych, które kształtują jednostkę. Państwo było dla niego najwyższą formą pojednania wolności jednostkowej z prawem. 

Hegel pozostawił po sobie tysiące stron notatek do wykładów, a jego system filozoficzny wywarł ogromny wpływ na Marksa i Engelsa. Lubię czasem myśleć o Marksie jako o bardziej konsekwentnym i nowoczesnym hegliście – takim, który nie stetryczał, jak sam Hegel. Marksowskie (wtórne) gesty odwracania, zrywania i krytyki mają w dużej mierze charakter retoryczny i służą odcięciu się od heglowskiej apologii państwa pruskiego. Konkretność, odejście od idealizmu i eliminacja romantycznej egzaltacji w języku pozwalają na bardziej solidne i systematyczne podejście do krytycznego myślenia. 

We "Wstępie" do "Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa" Marks podejmuje próbę krytyki heglowskiej filozofii prawa poprzez analizę społecznych i politycznych uwarunkowań Niemiec w XIX wieku. To właśnie z tego tekstu pochodzi jeden z jego najbardziej znanych bon motów: religia jako „opium ludu”. Dla Marksa religia była zarówno wyrazem rzeczywistej nędzy, jak i protestem przeciwko niej. Krytyka religii staje się więc warunkiem koniecznym dostrzeżenia rzeczywistych źródeł cierpienia i konieczności ich przezwyciężenia. 

Określenie „opium ludu” często czyta się dziś w duchu Nancy Reagan, jak wezwanie, by nie myśleć i "po prostu powiedzieć nie". Marks nie zachęca po prostu, by powiedzieć „nie”. Nazywa religię „westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata” i „duszą bezdusznych stosunków”. Historia powinna zastąpić prawdy nadprzyrodzone prawdą ziemską, ale krytyka religii powinna prowadzić do krytyki prawa, a ta z kolei do krytyki polityki.

Marks uważał, że Niemcy doświadczyły restauracji dawnych porządków bez wcześniejszej rewolucji z powodu swojego historycznego zapóźnienia. Niemiecki system polityczny był skostniały i niezdolny do samodzielnego przekształcenia. Społeczeństwo niemieckie dzieliło się na kasty, które wzajemnie się tłumiły, uniemożliwiając jakąkolwiek walkę o prawdziwą wolność. Władcy Niemiec utrzymywali swoją władzę, podtrzymując archaiczne struktury społeczne i dbając o ich reprodukcję.

W tym politycznym i społecznym impasie filozofia powinna analizować rzeczywiste warunki społeczne, jednak niemiecka filozofia prawa – na czele z Heglem – wyprodukowała jedynie abstrakcyjną interpretację i apologię nowoczesnego państwa.

Marks zastanawia się, czy możliwa jest w Niemczech rewolucja, która nie tylko pozwoli im dogonić nowoczesne kraje, ale wręcz od razu przenieść je na wyższy poziom rozwoju społecznego. Jako siłę zdolną do tak radykalnej zmiany wskazuje proletariat – klasę, która nie ma nic do stracenia i która, by się wyzwolić, musi zakwestionować cały istniejący porządek. Wyzwolenie proletariatu oznacza wyzwolenie całego społeczeństwa. 

Jeśli niemiecka rewolucja ma się udać, musi być gruntowna i powszechna – częściowa zmiana polityczna nie wystarczy. Konieczne jest całkowite zniesienie istniejących stosunków politycznych i społecznych. Zdaniem Marksa proletariat potrzebuje filozofii jako przewodnika, ale jednocześnie filozofia nie może się urzeczywistnić bez proletariatu. Proletariat uzbrojony w filozofię miał stać się siłą zdolną do obalenia starego świata i stworzenia nowego – świata, w którym człowiek będzie naprawdę wolny.

Niektórzy hegliści zarzucają Marksowi, że krytykował Hegla, ale nigdy nie rozliczył się jasno z tym, co mu zawdzięczał. Marek Siemek – heglista-marksista, który mnie samego wprowadził do filozofii – uważał "Przyczynek do krytyki..." za tekst niedialektyczny, a nawet nietranscendentalny. Zarzucał Marksowi, że pod wpływem Feuerbacha jedynie odwrócił podmiot i orzecznik, omijając sedno problemu – heglowską filozofię prawa, rozumianą jako „próbę ujęcia samej przedmiotowości społecznej jako takiej w jej całościowej strukturze”.

Siemek twierdził, że „dojrzały Marks” pozostał „więźniem” swojej nieudanej krytyki Hegla, przez co „nie mógł pozostawić swoim uczniom i następcom żadnych jasnych i jednoznacznych sformułowań dotyczących typowo heglowskich zagadnień teorii państwa, prawa i władzy politycznej”. Konsekwencją tego niespłaconego długu wobec Hegla było, według Siemka, poświęcenie „samej przedmiotowości społecznej” oraz „międzypodmiotowej przestrzeni racjonalnego dyskursu”, która ustąpiła miejsca wszechobecnej przemocy. 

Zdaniem Siemka, gdyby Marks spłacił swój dług wobec Hegla, marksizmowi łatwiej byłoby zmierzyć się z problemem władzy politycznej i jej roli w społeczeństwie i być może nie wydarzyłby się stalinizm.

Przeczytałem tekst Stalina o dialektyce i nie wydaje mi się, by Marks był w stanie Stalina uratować. Nie interesuje mnie też szczególnie kwestia wzajemnych długów filozofów wobec siebie, a już tym bardziej ich „spłacania”. To akademickie kwestie, czasem przydatne do zrobienia porządnego przypisu. Marks krytykował Hegla, ale przejął od niego więcej, niż chciał przyznać – zwłaszcza w kwestii rozumienia świadomości, która, podobnie jak wszystko w marksizmie, jest niezrozumiała poza społeczeństwem.

Heglowska krytyka uwikłania świadomości w struktury społeczne i marksowska krytyka ekonomii politycznej to tak naprawdę ten sam projekt. Hegel nie traktował myślenia jako narzędzia – dla niego było ono częścią rzeczywistości. Świadomość rzadko zdaje sobie sprawę z własnych uwarunkowań i nigdy w pełni ich nie obejmuje.

Marksowska krytyka religii, prawa i państwa to nie tylko rozpoznanie ich funkcji ideologicznych, ale także próba zrozumienia, że nie są one neutralnym odbiciem rzeczywistości, lecz jej aktywnym kształtowaniem. Ideologia nie jest jedynie „fałszywą świadomością” – pełni również funkcję organizującą rzeczywistość społeczną. Dzięki temu podwójnemu rozumieniu krytyki przestaje ona być jedynie przedrzeźnianiem systemu, a staje się przyczynkiem do jego opisu i zmiany.

Posted on: 2025-03-25

Post 5. Nie kłamać - wyzwania lewicy w kontekście ludobójstwa w Gazie i uporczywego trwania nierówności między Północą a Południem.

Dziś przeczytałem, że Izrael zabił jednego z moich ulubionych reporterów ze Strefy Gazy – dwudziestoczteroletniego Hosama Szabata.

Po raz pierwszy zwróciłem na niego uwagę, oglądając nagranie, w którym palestyńska dziewczynka mówiła mu, jak bardzo się cieszy, że go widzi, bo myślała, że stał się męczennikiem. Nie wiem, czy ta dziewczynka jeszcze żyje. Od tamtego czasu Izrael zabił bardzo dużo dzieci.

W minioną niedzielę uczestniczyłem w demonstracji solidarności z Palestyną w Krakowie. Miałem okazję wygłosić krótkie przemówienie, które rozpocząłem od historii innego młodego Palestyńczyka. Jadąc rowerem przez dzielnicę Al-Tufah w pobliżu miasta Gaza, znalazł on martwe niemowlę wyrzucone na ulicę falą uderzeniową po izraelskiej bombie.

Według ostrożnych szacunków palestyńskiego Ministerstwa Zdrowia, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy takich "tragicznych przypadków", jak zwykły mówić o tych wydarzeniach korporacyjne media, było ponad 50 000. Tymczasem bardziej wiarygodne dane z magazynu The Lancet wskazują, że liczba ofiar izraelskiego ludobójstwa już dawno przekroczyła 200 000.

Podczas wystąpienia mówiłem o nierozerwalnych związkach między kapitalizmem, imperializmem i oporem wobec nich. System, który produkuje izraelską nekropolitykę, to ten sam system, który wyzyskuje pracowników, niszczy środowisko naturalne i utrwala patriarchalne struktury władzy.

Na demonstracji obecnych było pół tuzina organizacji politycznych. Sprawa palestyńska stanowi punkt przecięcia licznych wątków krytyki systemowej. Refleksja o Palestynie nieuchronnie prowadzi do pytania, w jaki sposób imperializm i kapitalizm kształtują rzeczywistość społeczną na wszystkich jej poziomach - prawda ta jest zawsze blisko, nawet jeśli nie zawsze oczywista, zasłonięta bezpośrednią przemocą.

Kapitalistyczna logika zysku, ze swymi nieodłącznymi kryzysami, produkuje nie tylko materialne odpady, ale i ludzkie tragedie. Nie zawsze przybiera to tak drastyczne formy jak w Strefie Gazy czy na Zachodnim Brzegu - wystarczy wspomnieć, że gdyby NFZ był finansowany na poziomie europejskiej średniej, w Polsce co roku umierałoby o 10 000 osób mniej.

Choć stosunkowo łatwo wyobrazić sobie poprawę funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej w Polsce, to już wykorzenienie systemowo wytwarzanej przemocy w skali globalnej wymagałoby fundamentalnej przemiany całego światowego porządku politycznego.

Przemoc imperialistyczna odgrywa kluczową rolę w utrwalaniu globalnego systemu wyzysku. Jak trafnie - być może niechcący - zauważył wiceprezydent USA w przemówieniu na forum bogatych nerdów, pierwotny zamysł globalizacji zakładał utrwalenie istniejącej hierarchii: państwa peryferyjne miały na zawsze pozostać na niższych szczeblach globalnych łańcuchów wartości.

Ta nierówna wymiana gospodarcza i polityczna między Globalną Północą a Południem stanowi fundament kapitalistycznego systemu wyzysku. Nic więc dziwnego, że Północ nieustannie rewitalizuje kolonialne narracje i zwalcza wszelkie próby ich dekonstrukcji podejmowane przez rdzenne społeczności. To dlatego korporacyjne media demonizują palestyński, jemeński, libański opór tak jak dawniej demonizowały opór kenijski czy południowoafrykański.

Imperialistyczna przemoc służy systematycznemu tłumieniu oporu przeciwko wyzyskowi. Gdy opór okazuje się skuteczny, kapitał zmuszony jest zmierzyć się z rzeczywistymi kosztami produkcji, co z kolei zaostrza i przyspiesza nadejście kryzysów systemowych. To dlatego system tak bardzo upiera się przy trwaniu projektów politycznych w rodzaju izraelskiego, czy południowoafrykańskiego apartheidu.

Globalny kapitalizm kreuje iluzję zunifikowanego systemu wymiany, rzekomo opartego na wspólnych regułach to kapitalizm rodem z książek Fernanda Braudela - w którym elity Globalnej Północy nieprzerwanie utrzymują dominującą pozycję ale dzieje się to dzięki wolnemu handlowi czy też międzynarodowemu ładowi opartemu na regułach. W tym narracyjnym konstrukcie niedolę Globalnego Południa przedstawia się jako wynik nieudanej implementacji kapitalizmu, podczas gdy bogactwo Północy ma rzekomo świadczyć o jego sukcesie.

Ta ideologiczna zasłona celowo pomija fakt, że sama nierówna wymiana oraz imperialistyczna przemoc stanowią nieusuwalne elementy kapitalistycznego systemu produkcji w jego obecnej formie.

Przezwyciężenie tej nierównowagi wymaga przezwyciężenia imperializmu. Oczekiwanie, że kapitalistyczne elity i ich państwa zaakceptują rozwiązania, które zagrożą ich zyskom jest naiwnością. Dla państw Południa kluczowe dla przezwyciężenia imperializmu jest, jak to ujęli towarzysze z Progressive International w analizie koncepcji Nowego Międzynarodowego Porządku Ekonomicznego (NIEO) dekolonizacja i suwerenność gospodarcza, w ramach której uniezależnią się technologicznie od Północy, odzyskają kontrolę nad finansami i zmobilizują swoje zasoby wokół dobrobytu społeczeństw i rozwoju poprzez ustanowienie polityki przemysłowej skoncentrowanej na tych celach z uwzględnieniem kwestii ekologii.

Lewica w naszej części świata nadal albo wprost wspiera imperializm, militaryzm i neoliberalizm, a jej wizje zielonej przyszłości nie zawierają niezbędnego komponentu dystrybutywnego w odniesieniu do gospodarki i polityki, albo nie wprost przez bicie naokoło krzaka w kwestii socjalizmu i potrzeby głębokiej systemowej zmiany, a nawet samego faktu istnienia antagonizmu klasowego. Samo kontrowanie prawicowych narracji, szczególnie jeśli ogranicza się do postulatów lepszego zarządzania tym samym systemem czy też dolania jakiejś ilości zasobów w tym, czy innym miejscu jest skazane na porażkę, co widać doskonale na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat w całej Europie.

Spora część tych problemów wynika z lęku przed wyalienowaniem klas pracujących. Prawicy udaje się skutecznie pokazywać, że solidarność z Południem to "wyższe podatki" a lewicy słabo wychodzi pokazywanie, że imperializm i kapitalizm krzywdzi pracowników na całym świecie. Skuteczne zaatakowanie kapitalizmu na Północy wymaga zaadresowania nierówności między Południem a Północą przy jednoczesnym powodzeniu demokratycznej i ekologicznej transformacji systemu "w domu".

Dla przezwyciężenia tego lęku kluczowe jest zrozumienie, że imperializm i kapitalizm NAPRAWDĘ krzywdzą pracowników na całym świecie, a więc także "w domu"! Outsourcing pracy to wyścig na dno w kwestii standardów pracy. Naftowi prywaciarze czerpią zyski z wojen i kolonializmu, a więc publiczne odnawialne źródła energii obniżają koszta i przynoszą pokój. Migracje są spowodowane kapitalistyczną nekropolityką, a brak solidarności z osobami w drodze pozwala rządzącym dzielić nas i łatwiej nami rządzić...

Kluczowe dla powodzenia internacjonalistycznej polityki uniwersalnej pracowniczej solidarności są odwaga dociekania i mówienia prawdy o związkach naszych lokalnych zmagań z globalną machiną wyzysku, oraz budowanie ruchu na rzecz systemowej zmiany, a nie tylko lepszego zarządzania systemem.

Prawicowy populizm podrzuca łatwe do zrozumienia propozycje rozwiązań jak cła czy ksenofobia. Lewica musi umieć zaoferować klasie pracującej nie tylko lepsze propozycje, ale muszą one być równie łatwe do zrozumienia. To nie oznacza, że musimy kłamać albo uważać ludzi za głupków i mówić do nich jak do głupków! My też możemy pokazać gdzie jest wróg, ale możemy przy tym nie kłamać! Możemy mieć dobrą pracę na planecie, na której da się żyć! Nie możemy mieć dobrej pracy na planecie, na której da się żyć i jednocześnie prawie 3000 miliarderów. Naszej dumie i godności nie zagrażają uchodźcy, zagrażają jej dyrektorzy korporacji! Osadzenie internacjonalizmu w zmaganiach klasowych może pomóc zastąpić cynizm i resentyment solidarnością i wspólnotą gniewu.

Redystrybucja władzy na skalę globalną jest konieczna i nie wykonamy za Globalne Południe jego pracy, ale poprzez rzucenie wyzwania kapitałowi "u nas" możemy wesprzeć tę redystrybucję rozwiązując jednocześnie nasze własne problemy polityczne.
Posted on: 2025-03-24

Post 4. Miraż drugiej szansy. Czytając "Drugą szansę" Zbigniewa Brzezińskiego.

Przeczytałem "Drugą szansę" Zbigniewa Brzezińskiego. Jedną z najciekawszych cech tej książki jest to, że została napisana w 2007 roku, tuż przed kryzysem finansowym z 2008 roku (polskie tłumaczenie ukazało się w 2008 roku). Kryzys finansowy 2008 roku pokazał tym, którzy z różnych powodów jeszcze o tym nie wiedzieli, że kapitalizm jest niestabilny. Skutki kryzysu uderzyły przede wszystkim w klasę pracującą. Elity kapitalistyczne zostały osłonięte przez państwo. Okazało się, że państwo ma jednak swoje pieniądze /s – ale tylko dla bogatych. Kryzys ten zachwiał rolą USA jako globalnego hegemona.
Po pierwsze, osłabił zaufanie do dolara jako waluty rezerwowej i podważył system finansowy oparty na jego dominacji. Po drugie, wiele państw zaczęło kwestionować USAńską kontrolę nad instytucjami takimi jak Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. To z kolei przyczyniło się do wzrostu znaczenia alternatywnych instytucji finansowych, takich jak Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych czy New Development Bank. Wreszcie, kryzys podważył rolę USA jako „globalnego policjanta”. Proces wycofywania się USAn z przewodnich, nie mówiąc o zwycięskich pozycjach w różnych konfliktach trwa długo, ale jest faktem. Od ponad półtora roku Stany Zjednoczone nie są w stanie złamać humanitarnej blokady morskiej jednego z najbiedniejszych państw świata – Jemenu.
Od kilku tygodni w Białym Domu po raz drugi rezyduje Donald Trump, który w czasach, gdy Brzeziński pisał Drugą szansę, komentował politykę i kulturę w programie radiowym Trumped!. Większość komentatorów życia politycznego analizuje jego postać w kategoriach psychologicznych lub snuje teorie spiskowe, jak gdyby obecne wydarzenia nie były kontynuacją tendencji, które opisywano z różnych perspektyw już wcześniej. Książka Brzezińskiego jest jednym z takich opisów.
Jak wszyscy liberałowie, autor Drugiej szansy przyjmuje w swojej analizie wiele arbitralnych założeń, a większość jego poprawnych wniosków to banały. Za punkt wyjścia przyjmuje upadek ZSRR i moment, gdy USA pozostały jedynym supermocarstwem. Opowiada historię trzech prezydentów – George’a H.W. Busha, Billa Clintona i George’a W. Busha.
Zdaniem Brzezińskiego prezydentura George’a H.W. Busha była przykładem kompetentnego zarządzania kryzysowego przy braku strategicznej wizji. Nie potrafił on przekuć sukcesów – takich jak przeprowadzenie USA przez okres rozpadu ZSRR i zwycięstwo w wojnie z Irakiem – w trwałą transformację globalnej polityki. Brzeziński obwinia go za brak zdecydowanych działań na rzecz demokratyzacji Rosji i „stabilizacji” Bliskiego Wschodu. Kolejny prezydent, Bill Clinton, również – zdaniem Brzezińskiego – nie wypracował spójnej strategii zapewniającej globalną stabilność. Najsurowszej krytyce poddany został jednak George W. Bush, którego militarne eskapady i ignorowanie sojuszników podważyły reputację USA i przyczyniły się do wzrostu antyUSAńskich nastrojów na świecie.
Najciekawsza jest końcówka książki. Spoglądając w przyszłość z niepokojem, Brzeziński wykazuje więcej historycznej perspektywy niż w rozdziałach poświęconych trzem prezydentom. Wskazuje, że za erozję pozycji USA odpowiadały strategiczna niecierpliwość, brak rozwagi w działaniach militarnych i ideologiczne zadufanie. Nie dostrzega jednak czegoś, co już w 2008 roku było oczywiste, a dziś stało się wręcz banalnym faktem – strukturalnego kryzysu imperialistycznego kapitalizmu.
Brzeziński ubolewa nad degradacją pozycji USA, sugerując, że lepsze zarządzanie mogłoby powstrzymać ten proces. W tym aspekcie przypomina dzisiejszą umiarkowaną lewicę, która pokłada nadzieję w sprawnym zarządzaniu jako remedium na kryzys klimatyczny, faszyzm czy konsolidację władzy w rękach technooligarchii. Nostalgia Brzezińskiego za „lepszym” przywództwem ignoruje fundamentalną sprzeczność leżącą u podstaw USAńskiej dominacji – dążenie do akumulacji kapitału odbywa się kosztem globalnej stabilności.
Idea, że USAńska potęga mogłaby kiedykolwiek służyć stabilizacji świata, jest burżuazyjną fantazją. Instytucje wychwalane przez Brzezińskiego – NATO, globalny ład finansowy, kompleks militarno-przemysłowy – nie są neutralnymi mechanizmami antykryzysowymi. Są narzędziami imperialistycznej eksploatacji. Brzeziński opisuje okres po upadku ZSRR jako szansę na oświecone USAńskie przywództwo. Dziś wiemy, że był to czas narastania sprzeczności kapitalizmu, które zachwiały systemem już rok po publikacji Drugiej szansy.
Brzeziński twierdzi, że polityka Busha podzieliła sojuszników USA i zjednoczyła jej wrogów, sugerując, że bardziej strategiczne (czytaj: sprytniejsze) użycie siły mogłoby temu zapobiec. Jednak jego analiza pomija materialne uwarunkowania USAńskiego interwencjonizmu – konieczność kontroli zasobów energetycznych, tłumienia ruchów wyzwoleńczych i utrzymania systemu kolaborujących elit.
Brzeziński błędnie określa wojnę w Iraku jako strategiczny błąd. W rzeczywistości była ona nieuniknioną konsekwencją systemu, w którym malejące korzyści z militaryzacji akumulacji kapitału prowadzą do erozji hegemonii USA.
Najbardziej niefrasobliwe w jego analizie są spekulacje o rosnącej potędze Chin. Brzeziński sugeruje, że dobrze zarządzany sojusz atlantycko-pacyficzny mógłby włączyć Chiny do USAńskiego porządku światowego i jednocześnie powstrzymać Rosję od destrukcyjnych działań. To podejście świadczy raz jeszcze o jego całkowitym niezrozumieniu sprzeczności systemu kapitalistycznego.
Brzeziński kończy swoją książkę apelując o „drugą szansę” dla USAńskiego przywództwa, opartego na konsensusie, strategicznej cierpliwości i „oświeconym” interesie własnym.
O socjalistycznej lewicy mówi się niekiedy, że często miewa rację zbyt wcześnie. Analizy i zalecenia Brzezińskiego były nie tylko naiwne, ale już w momencie ich formułowania przestarzałe.
Dekada po publikacji Drugiej szansy nie przyniosła żadnej „drugiej szansy” dla USA, lecz jedynie przyspieszenie ich upadku. Kryzys finansowy 2008 roku obnażył zgniliznę neoliberalnego porządku, a kolejne lata tylko potwierdziły, że USAński kapitalizm nie jest w stanie pokojowo rozwiązać własnych sprzeczności.
Upadek USA nie wynika z błędów przywódców, lecz z wyczerpania kapitalistyczno-imperialistycznego systemu. Sprzeczności, które Brzeziński próbował opisać, nie są chwilowymi potknięciami, lecz permanentnym kryzysem wpisanym w logikę imperialnej hegemonii.
Najbystrzejszy neolib zawsze będzie tępakiem przy średnio rozgarniętej marksistce.
Posted on: 2025-03-21

Post 3. Kraków po wyborach.

Frekwencja: 16,2%
Ewa Sładek: 7,98%

Bez przełomu w Krakowie – PO-PiS, dziadocen i liberalna mizeria w Senacie trwają. Przy niskiej frekwencji kandydatka Razem zdobyła solidne 7,98%. Obawiam się, że partia, skupiona na kampanii prezydenckiej, nie wyciągnie wniosków. Ewa Sładek nie przegrała z powodu braku kompetencji – to charyzmatyczna polityczka, której mandat byłby wartością dla Senatu i lewicy w parlamencie. Nie chodzi też o złe postulaty partii – większość jest dobra, choć są wyjątki, wspomnę o nich niżej. Problem leży głębiej: lewica dopiero buduje potencjał, a zwycięstwa to wciąż wyjątki, nie reguła. Poza tym dobre postulaty to za mało. Partia walcząca o władzę musi albo wpisać się w dominujące trendy, albo skutecznie je zmieniać. Razem próbowało tego pierwszego przez pięć lat – start z listy Nowej Lewicy reanimował eseldowskie zombie, a odklejenie się od NL zrobiło to ponownie (transfery z/do stowarzyszenia Wspólne Jutro a.k.a "biejatowcy").

Skończmy z nekromancją! Pora spalić za sobą mosty prowadzące do Czarzastego!

Liczyłem, że ten rozłam będzie szansą na solidny zwrot w lewo – w otwartą, antysystemową narrację. W kampanii do Senatu pojawiły się wątki klasowe, wskazywanie korporacji i bogaczy jako źródeł problemów, ale większość energii poszła w bezpieczne, choć słuszne postulaty. Razem ma ludzi z charyzmą i umiejętnościami, ale teoria polityczna musi porywać masy! A Polacy w zmianę nie wierzą – prawie 85% wyborców zostało w domach! Mam nadzieję, że Partia Razem przestanie być partią założoną przez socjalistów i partią, w której są socjalistki i stanie się partią realnej, systemowej zmiany.

Pewnie wrócimy do tej rozmowy po wyborach prezydenckich.

Teraz o błędach. Po pierwsze, „prawa mężczyzn”. Tak, system krzywdzi mężczyzn, ale nie w sposób symetryczny wobec kobiet! Lewica nie powinna budować fałszywej równowagi – problemy takie jak presja społeczna czy opieka psychiatryczna można ująć w ramach walki z patriarchatem. Po drugie, polityka. Jeśli Razem ma realnie walczyć z kryzysem klimatycznym, patriarchatem, kapitalizmem i imperializmem, nie zrobi tego półśrodkami typu „opodatkujmy bogatych”. To krok, ale nie cel. Potrzeba odwagi i konsekwencji. Chciałbym wrócić do partii, ale nie zrobię tego, jeśli nie zobaczę, że nie ma groźby powrotu do reanimacji eseldowskiego truchła i dopóki nie skończy się głaskanie facecików po główkach, oraz bicie wokół krzaka w kwestii krytyki systemu. Do tego czasu – kibicuję i będę się starał wspierać na ile mogę. Powodzenia! Gratuluję Ewie Sładek i krakowskim Razemkom BARDZO solidnej pracy w kampanii. Minimalnymi zasobami (kampania nie wyglądała na bogatą) udało się Wam zwrócić uwagę dużej liczby osób. Bądźcie z siebie dumne!

Posted on: 2025-03-18

Post 2. D. Serówka. Jak Europa wyeksportowała swój mózg do USA (i nie ma żadnego).

Przeczytałem książkę D. Serówki "Wielka piaskownica. Rola USA w europejskiej polityce bezpieczeństwa i obronności" z 2003 r. Sięgnąłem po nią ze względu na toczące się dyskusje i poczucie, że sporo z nich toczy się ad hoc i z perspektywą sięgającą paręnaście tygodni wstecz. Jako całość rzecz jest godna uwagi głównie ze względu na analizę dokumentów i streszczanie ich, dużo mniej ze względu na analizę polityczną, która pozostawia dużo do życzenia, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę autora i wydawnictwo (Arcana). Jeśli nie liczyć prawicowej perspektywy, widocznego w wielu miejscach braku zainteresowania autora światem niezachodnim i braku szerszej perspektywy, książka jest zrobiona porządnie. Nie będę referował całego tekstu. Można go przeczytać w jeden lub dwa wieczory. Chciałbym, żeby w toczących się obecnie dyskusjach o polityce bezpieczeństwa w naszej części świata nie brakowało kilku wątków, które da się z tej książki wyciągnąć. Tekst Serówki jest nie najgorszym przyczynkiem do odpowiedzi na pytanie "jak się tu znaleźliśmy?" w kwestiach bezpieczeństwa. Po pierwsze, historia negatywnie zweryfikowała tezę, że presja militarna może być gwarantem utrzymania liberalnego kursu Rosji. Część lewicy dość pochopnie wnioskuje stąd, że Rosja została do wojny w Ukrainie "sprowokowana", ale też inna część lewicy reaguje na poczucie zagrożenia ze strony Rosji przyjęciem rasistowskiej narracji o "orkach". Książka pozwala zobaczyć niedostatki obu tych podejść. Nie wiemy, czy Europa Zachodnia i byłe państwa Układu Warszawskiego mogły zaangażować się w kształtowanie relacji na kontynencie w wystarczająco konstruktywny dla uniknięcia obecnej wojny sposób. Wiemy, że mogły być bardziej konstruktywne. Głównym wnioskiem z analiz Serówki jest to, że na przestrzeni ostatnich kilku dekad Europa trwała w mylnym przeświadczeniu, że polityka bezpieczeństwa w Europie jest dla USA celem, a nie narzędziem do osiągania celów. Serówka słusznie zauważa, że USA nie weszły w swoją mocarstwową rolę na podstawie jakiegoś wielkiego planu. Gorzej, że Europa weszła w swoją rolę narzędzia realizacji USAńskich interesów z powodu mizerii własnej wizji politycznej. Europejska polityka bezpieczeństwa była kształtowana przez wypadkową interesów bogatych państw, potrzeby utrzymania Niemiec w ryzach i potrzebę USA utrzymania Europy na tyle silną, by była użytecznym narzędziem, na tyle słabą, by nie była zagrożeniem dla USAńskiej hegemonii. Europa nie chciała być zjednoczona i socjalistyczna, więc jest dzisiaj śmieszna i pokraczna. Mówi o wartościach, demokracji i solidarności, a jednocześnie jest pozbawiona strategicznej autonomii, które pozwalałyby te wartości realizować. Nawet jeśli wyda setki miliardów dolarów na zbrojenia Europa pozostanie śmieszna, pokraczna i pozbawiona strategicznej autonomii jeśli nie stanie się stabilnym i poważnym politycznym podmiotem. Europa nie stanie się stabilnym i poważnym politycznym podmiotem, dopóki nie będzie demokratyczna. Europa nie będzie demokratyczna, dopóki w poszczególnych państwach rządzić będą skupione na krótkowzrocznie definiowanym interesie liberalne elity. Chcecie bezpiecznej stabilnej Europy? Nie będzie nią "Europa ojczyzn" ze wspólnym rynkiem, nawet jeśli będzie to rynek uregulowany i z porządnymi instytucjonalnymi mechanizmami antykryzysowymi, projektowanymi przez najmądrzejsze keynesistki. Europa będzie bezpieczna i stabilna jeśli będzie rządzona zgodnie z interesem pracującej większości. Wtedy i tylko wtedy otworzą się też ścieżki do transformacji klimatycznej i budowy społeczeństwa spokojnego dobrobytu, o którym marzą lewicowe partie w naszej części Europy. Aby to osiągnąć nie wystarczy bicie wokół krzaka hasłami "zróbmy to po skandynawsku", "inwestujmy" i marzenia o "silnym państwie". Aparat państwowy musimy odebrać tym, którzy rządzą nim dzisiaj w interesie kapitału. To oni doprowadzili do absurdu konsekwencje zrodzonego z USAńskiej hegemonii złudzenia braku potrzeby interesowania się polityką w naszej części świata. Lewica, jeśli nie chce bohatersko powoli oddawać pola prawicowemu populizmowi musi mieć fajne postulaty, ale też musi umieć pokazywać kto jest wrogiem i myśleć poważnie o jego pokonaniu.

Posted on: 2025-03-18

Post 1. Wstęp

Ze względu na aktywność polityczną (Akcja Socjalistyczna) na co dzień zajmuję się komunikowaniem w mediach społecznościowych. Konwersacja w mediach społecznościowych bywa mało konstruktywna. Nawet fediwersum ma pamięć złotej rybki.

Nie mam złudzeń co do "etyki technologicznej". Nie ma etycznej konsumpcji w kapitalizmie. Nie ma etycznej produkcji w kapitalizmie. Nie ma etycznej dystrybucji w kapitalizmie. Mam też świadomość ograniczonej wartości gestu krytyki korporacyjnych platform, czy też wspierania "alternatywnych modeli". Nie omieszkam informować o postach tutaj także tam.

Nie czuję też nostalgii za "wczesnym internetem". Wybrałem Neocities jako miejsce na bloga z powodu dostępności i prostoty.

Kaustyk polski to blog dokumentujący interwencje, refleksje i notatki. Jego główny cel jest autodydaktyczny i archiwistyczny, ale jako miejsce publicznie dostępne jest też przestrzenią popularyzacji, krytyki i dialogu.

Posted on: 2025-03-18