relatywnie szybki internet
Dziś spieranie się z Heglem to najczęściej wyraz
nieszkodliwej ekscentryczności, forma performatywnej sztuki
życia. Ale jeśli chcemy się nauczyć czegoś od Marksa, a
szczególnie jeśli chcemy spróbować pozwolić mówić mu głosem
możliwie bliskim temu, jakim naprawdę mówił, dobrze zajrzeć do
"Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa".
Odniesienia tego typu wydają się odległe, ale odległość od
Hegla i Marksa wydaje się dużo większa niż jest naprawdę za
sprawą zwielokrotnienia intensywności produkcji kultury przez
technologię. Marks miał 13 lat, gdy Hegel umarł, a gdy umierał
sam Marks cztery lata miał Albert Einstein. We wcześniejszych
epokach byliby sobie i nam bardzo bliscy.
"Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa" to jedyny
większy tekst Marksa poświęcony Heglowi. W jego czasach
filozofia Hegla była oczywistym punktem odniesienia w debatach
intelektualnych. Choć Marks krytykował Hegla, to z młodym
Heglem, zafascynowanym ideałami Rewolucji Francuskiej, z
pewnością łączyło go niemało.
W "Zasadach filozofii prawa" z 1821 roku Hegel przeciwstawiał
liberalnym, indywidualistycznym teoriom społeczeństwa swoją
koncepcję "etyczności" rozumianej jako obiektywna sieć relacji
społecznych, które kształtują jednostkę. Państwo było dla
niego najwyższą formą pojednania wolności jednostkowej z
prawem.
Hegel pozostawił po sobie tysiące stron notatek do wykładów, a
jego system filozoficzny wywarł ogromny wpływ na Marksa i
Engelsa. Lubię czasem myśleć o Marksie jako o bardziej
konsekwentnym i nowoczesnym hegliście – takim, który nie
stetryczał, jak sam Hegel. Marksowskie (wtórne) gesty
odwracania, zrywania i krytyki mają w dużej mierze charakter
retoryczny i służą odcięciu się od heglowskiej apologii
państwa pruskiego. Konkretność, odejście od idealizmu i
eliminacja romantycznej egzaltacji w języku pozwalają na
bardziej solidne i systematyczne podejście do krytycznego
myślenia.
We "Wstępie" do "Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii
prawa" Marks podejmuje próbę krytyki heglowskiej filozofii
prawa poprzez analizę społecznych i politycznych uwarunkowań
Niemiec w XIX wieku. To właśnie z tego tekstu pochodzi jeden z
jego najbardziej znanych bon motów: religia jako „opium ludu”.
Dla Marksa religia była zarówno wyrazem rzeczywistej nędzy,
jak i protestem przeciwko niej. Krytyka religii staje się więc
warunkiem koniecznym dostrzeżenia rzeczywistych źródeł
cierpienia i konieczności ich przezwyciężenia.
Określenie „opium ludu” często czyta się dziś w duchu Nancy
Reagan, jak wezwanie, by nie myśleć i "po prostu powiedzieć
nie". Marks nie zachęca po prostu, by powiedzieć „nie”. Nazywa
religię „westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem
nieczułego świata” i „duszą bezdusznych stosunków”. Historia
powinna zastąpić prawdy nadprzyrodzone prawdą ziemską, ale
krytyka religii powinna prowadzić do krytyki prawa, a ta z
kolei do krytyki polityki.
Marks uważał, że Niemcy doświadczyły restauracji dawnych
porządków bez wcześniejszej rewolucji z powodu swojego
historycznego zapóźnienia. Niemiecki system polityczny był
skostniały i niezdolny do samodzielnego przekształcenia.
Społeczeństwo niemieckie dzieliło się na kasty, które
wzajemnie się tłumiły, uniemożliwiając jakąkolwiek walkę o
prawdziwą wolność. Władcy Niemiec utrzymywali swoją władzę,
podtrzymując archaiczne struktury społeczne i dbając o ich
reprodukcję.
W tym politycznym i społecznym impasie filozofia powinna
analizować rzeczywiste warunki społeczne, jednak niemiecka
filozofia prawa – na czele z Heglem – wyprodukowała jedynie
abstrakcyjną interpretację i apologię nowoczesnego państwa.
Marks zastanawia się, czy możliwa jest w Niemczech rewolucja,
która nie tylko pozwoli im dogonić nowoczesne kraje, ale wręcz
od razu przenieść je na wyższy poziom rozwoju społecznego.
Jako siłę zdolną do tak radykalnej zmiany wskazuje proletariat
– klasę, która nie ma nic do stracenia i która, by się
wyzwolić, musi zakwestionować cały istniejący porządek.
Wyzwolenie proletariatu oznacza wyzwolenie całego
społeczeństwa.
Jeśli niemiecka rewolucja ma się udać, musi być gruntowna i
powszechna – częściowa zmiana polityczna nie wystarczy.
Konieczne jest całkowite zniesienie istniejących stosunków
politycznych i społecznych. Zdaniem Marksa proletariat
potrzebuje filozofii jako przewodnika, ale jednocześnie
filozofia nie może się urzeczywistnić bez proletariatu.
Proletariat uzbrojony w filozofię miał stać się siłą zdolną do
obalenia starego świata i stworzenia nowego – świata, w którym
człowiek będzie naprawdę wolny.
Niektórzy hegliści zarzucają Marksowi, że krytykował Hegla,
ale nigdy nie rozliczył się jasno z tym, co mu zawdzięczał.
Marek Siemek – heglista-marksista, który mnie samego
wprowadził do filozofii – uważał "Przyczynek do krytyki..." za
tekst niedialektyczny, a nawet nietranscendentalny. Zarzucał
Marksowi, że pod wpływem Feuerbacha jedynie odwrócił podmiot i
orzecznik, omijając sedno problemu – heglowską filozofię
prawa, rozumianą jako „próbę ujęcia samej przedmiotowości
społecznej jako takiej w jej całościowej strukturze”.
Siemek twierdził, że „dojrzały Marks” pozostał „więźniem”
swojej nieudanej krytyki Hegla, przez co „nie mógł pozostawić
swoim uczniom i następcom żadnych jasnych i jednoznacznych
sformułowań dotyczących typowo heglowskich zagadnień teorii
państwa, prawa i władzy politycznej”. Konsekwencją tego
niespłaconego długu wobec Hegla było, według Siemka,
poświęcenie „samej przedmiotowości społecznej” oraz
„międzypodmiotowej przestrzeni racjonalnego dyskursu”, która
ustąpiła miejsca wszechobecnej przemocy.
Zdaniem Siemka, gdyby Marks spłacił swój dług wobec Hegla,
marksizmowi łatwiej byłoby zmierzyć się z problemem władzy
politycznej i jej roli w społeczeństwie i być może nie
wydarzyłby się stalinizm.
Przeczytałem tekst Stalina o dialektyce i nie wydaje mi się,
by Marks był w stanie Stalina uratować. Nie interesuje mnie
też szczególnie kwestia wzajemnych długów filozofów wobec
siebie, a już tym bardziej ich „spłacania”. To akademickie
kwestie, czasem przydatne do zrobienia porządnego przypisu.
Marks krytykował Hegla, ale przejął od niego więcej, niż
chciał przyznać – zwłaszcza w kwestii rozumienia świadomości,
która, podobnie jak wszystko w marksizmie, jest niezrozumiała
poza społeczeństwem.
Heglowska krytyka uwikłania świadomości w struktury społeczne
i marksowska krytyka ekonomii politycznej to tak naprawdę ten
sam projekt. Hegel nie traktował myślenia jako narzędzia – dla
niego było ono częścią rzeczywistości. Świadomość rzadko zdaje
sobie sprawę z własnych uwarunkowań i nigdy w pełni ich nie
obejmuje.
Marksowska krytyka religii, prawa i państwa to nie tylko
rozpoznanie ich funkcji ideologicznych, ale także próba
zrozumienia, że nie są one neutralnym odbiciem rzeczywistości,
lecz jej aktywnym kształtowaniem. Ideologia nie jest jedynie
„fałszywą świadomością” – pełni również funkcję organizującą
rzeczywistość społeczną. Dzięki temu podwójnemu rozumieniu
krytyki przestaje ona być jedynie przedrzeźnianiem systemu, a
staje się przyczynkiem do jego opisu i zmiany.
Posted on: 2025-03-25
Dziś przeczytałem, że Izrael
zabił jednego z moich ulubionych reporterów ze Strefy Gazy –
dwudziestoczteroletniego Hosama Szabata.
Po raz pierwszy zwróciłem na niego uwagę, oglądając nagranie,
w którym palestyńska dziewczynka mówiła mu, jak bardzo się
cieszy, że go widzi, bo myślała, że stał się męczennikiem. Nie
wiem, czy ta dziewczynka jeszcze żyje. Od tamtego czasu Izrael
zabił bardzo dużo dzieci.
W minioną niedzielę uczestniczyłem w demonstracji solidarności
z Palestyną w Krakowie. Miałem okazję wygłosić krótkie
przemówienie, które rozpocząłem od historii innego młodego
Palestyńczyka. Jadąc rowerem przez dzielnicę Al-Tufah w
pobliżu miasta Gaza, znalazł on martwe niemowlę wyrzucone na
ulicę falą uderzeniową po izraelskiej bombie.
Według ostrożnych szacunków palestyńskiego Ministerstwa
Zdrowia, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy takich
"tragicznych przypadków", jak zwykły mówić o tych wydarzeniach
korporacyjne media, było ponad 50 000. Tymczasem bardziej
wiarygodne dane z magazynu The Lancet wskazują, że liczba
ofiar izraelskiego ludobójstwa już dawno przekroczyła 200 000.
Podczas wystąpienia mówiłem o nierozerwalnych związkach między
kapitalizmem, imperializmem i oporem wobec nich. System, który
produkuje izraelską nekropolitykę, to ten sam system, który
wyzyskuje pracowników, niszczy środowisko naturalne i utrwala
patriarchalne struktury władzy.
Na demonstracji obecnych było pół tuzina organizacji
politycznych. Sprawa palestyńska stanowi punkt przecięcia
licznych wątków krytyki systemowej. Refleksja o Palestynie
nieuchronnie prowadzi do pytania, w jaki sposób imperializm i
kapitalizm kształtują rzeczywistość społeczną na wszystkich
jej poziomach - prawda ta jest zawsze blisko, nawet jeśli nie
zawsze oczywista, zasłonięta bezpośrednią przemocą.
Kapitalistyczna logika zysku, ze swymi nieodłącznymi
kryzysami, produkuje nie tylko materialne odpady, ale i
ludzkie tragedie. Nie zawsze przybiera to tak drastyczne formy
jak w Strefie Gazy czy na Zachodnim Brzegu - wystarczy
wspomnieć, że gdyby NFZ był finansowany na poziomie
europejskiej średniej, w Polsce co roku umierałoby o 10 000
osób mniej.
Choć stosunkowo łatwo wyobrazić sobie poprawę funkcjonowania
systemu opieki zdrowotnej w Polsce, to już wykorzenienie
systemowo wytwarzanej przemocy w skali globalnej wymagałoby
fundamentalnej przemiany całego światowego porządku
politycznego.
Przemoc imperialistyczna odgrywa kluczową rolę w utrwalaniu
globalnego systemu wyzysku. Jak trafnie - być może niechcący -
zauważył wiceprezydent USA w przemówieniu na forum bogatych
nerdów, pierwotny zamysł globalizacji zakładał utrwalenie
istniejącej hierarchii: państwa peryferyjne miały na zawsze
pozostać na niższych szczeblach globalnych łańcuchów wartości.
Ta nierówna wymiana gospodarcza i polityczna między Globalną
Północą a Południem stanowi fundament kapitalistycznego
systemu wyzysku. Nic więc dziwnego, że Północ nieustannie
rewitalizuje kolonialne narracje i zwalcza wszelkie próby ich
dekonstrukcji podejmowane przez rdzenne społeczności. To
dlatego korporacyjne media demonizują palestyński, jemeński,
libański opór tak jak dawniej demonizowały opór kenijski czy
południowoafrykański.
Imperialistyczna przemoc służy systematycznemu tłumieniu oporu
przeciwko wyzyskowi. Gdy opór okazuje się skuteczny, kapitał
zmuszony jest zmierzyć się z rzeczywistymi kosztami produkcji,
co z kolei zaostrza i przyspiesza nadejście kryzysów
systemowych. To dlatego system tak bardzo upiera się przy
trwaniu projektów politycznych w rodzaju izraelskiego, czy
południowoafrykańskiego apartheidu.
Globalny kapitalizm kreuje iluzję zunifikowanego systemu
wymiany, rzekomo opartego na wspólnych regułach to kapitalizm
rodem z książek Fernanda Braudela - w którym elity Globalnej
Północy nieprzerwanie utrzymują dominującą pozycję ale dzieje
się to dzięki wolnemu handlowi czy też międzynarodowemu ładowi
opartemu na regułach. W tym narracyjnym konstrukcie niedolę
Globalnego Południa przedstawia się jako wynik nieudanej
implementacji kapitalizmu, podczas gdy bogactwo Północy ma
rzekomo świadczyć o jego sukcesie.
Ta ideologiczna zasłona celowo pomija fakt, że sama nierówna
wymiana oraz imperialistyczna przemoc stanowią nieusuwalne
elementy kapitalistycznego systemu produkcji w jego obecnej
formie.
Przezwyciężenie tej nierównowagi wymaga przezwyciężenia
imperializmu. Oczekiwanie, że kapitalistyczne elity i ich
państwa zaakceptują rozwiązania, które zagrożą ich zyskom jest
naiwnością. Dla państw Południa kluczowe dla przezwyciężenia
imperializmu jest, jak to ujęli towarzysze z Progressive
International w analizie koncepcji Nowego Międzynarodowego
Porządku Ekonomicznego (NIEO) dekolonizacja i suwerenność
gospodarcza, w ramach której uniezależnią się technologicznie
od Północy, odzyskają kontrolę nad finansami i zmobilizują
swoje zasoby wokół dobrobytu społeczeństw i rozwoju poprzez
ustanowienie polityki przemysłowej skoncentrowanej na tych
celach z uwzględnieniem kwestii ekologii.
Lewica w naszej części świata nadal albo wprost wspiera
imperializm, militaryzm i neoliberalizm, a jej wizje zielonej
przyszłości nie zawierają niezbędnego komponentu
dystrybutywnego w odniesieniu do gospodarki i polityki, albo
nie wprost przez bicie naokoło krzaka w kwestii socjalizmu i
potrzeby głębokiej systemowej zmiany, a nawet samego faktu
istnienia antagonizmu klasowego. Samo kontrowanie prawicowych
narracji, szczególnie jeśli ogranicza się do postulatów
lepszego zarządzania tym samym systemem czy też dolania
jakiejś ilości zasobów w tym, czy innym miejscu jest skazane
na porażkę, co widać doskonale na przestrzeni ostatnich
kilkunastu lat w całej Europie.
Spora część tych problemów wynika z lęku przed wyalienowaniem
klas pracujących. Prawicy udaje się skutecznie pokazywać, że
solidarność z Południem to "wyższe podatki" a lewicy słabo
wychodzi pokazywanie, że imperializm i kapitalizm krzywdzi
pracowników na całym świecie. Skuteczne zaatakowanie
kapitalizmu na Północy wymaga zaadresowania nierówności między
Południem a Północą przy jednoczesnym powodzeniu
demokratycznej i ekologicznej transformacji systemu "w domu".
Dla przezwyciężenia tego lęku kluczowe jest zrozumienie, że
imperializm i kapitalizm NAPRAWDĘ krzywdzą pracowników na
całym świecie, a więc także "w domu"! Outsourcing pracy to
wyścig na dno w kwestii standardów pracy. Naftowi prywaciarze
czerpią zyski z wojen i kolonializmu, a więc publiczne
odnawialne źródła energii obniżają koszta i przynoszą pokój.
Migracje są spowodowane kapitalistyczną nekropolityką, a brak
solidarności z osobami w drodze pozwala rządzącym dzielić nas
i łatwiej nami rządzić...
Kluczowe dla powodzenia internacjonalistycznej polityki
uniwersalnej pracowniczej solidarności są odwaga dociekania
i mówienia prawdy o związkach naszych lokalnych zmagań z
globalną machiną wyzysku, oraz budowanie ruchu na rzecz
systemowej zmiany, a nie tylko lepszego zarządzania systemem.
Prawicowy populizm podrzuca łatwe do zrozumienia propozycje
rozwiązań jak cła czy ksenofobia. Lewica musi umieć zaoferować
klasie pracującej nie tylko lepsze propozycje, ale muszą one
być równie łatwe do zrozumienia. To nie oznacza, że musimy
kłamać albo uważać ludzi za głupków i mówić do nich jak do
głupków! My też możemy pokazać gdzie jest wróg, ale możemy
przy tym nie kłamać! Możemy mieć dobrą pracę na planecie, na
której da się żyć! Nie możemy mieć dobrej pracy na planecie,
na której da się żyć i jednocześnie prawie 3000 miliarderów.
Naszej dumie i godności nie zagrażają uchodźcy, zagrażają jej
dyrektorzy korporacji! Osadzenie internacjonalizmu w
zmaganiach klasowych może pomóc zastąpić cynizm i resentyment
solidarnością i wspólnotą gniewu.
Redystrybucja władzy na skalę globalną jest konieczna i nie
wykonamy za Globalne Południe jego pracy, ale poprzez rzucenie
wyzwania kapitałowi "u nas" możemy wesprzeć tę redystrybucję
rozwiązując jednocześnie nasze własne problemy polityczne.
Posted on: 2025-03-24
Frekwencja: 16,2%
Ewa Sładek: 7,98%
Bez przełomu w Krakowie – PO-PiS, dziadocen i liberalna
mizeria w Senacie trwają. Przy niskiej frekwencji kandydatka
Razem zdobyła solidne 7,98%. Obawiam się, że partia, skupiona
na kampanii prezydenckiej, nie wyciągnie wniosków. Ewa Sładek
nie przegrała z powodu braku kompetencji – to charyzmatyczna
polityczka, której mandat byłby wartością dla Senatu i lewicy
w parlamencie. Nie chodzi też o złe postulaty partii –
większość jest dobra, choć są wyjątki, wspomnę o nich niżej.
Problem leży głębiej: lewica dopiero buduje potencjał, a
zwycięstwa to wciąż wyjątki, nie reguła. Poza tym dobre
postulaty to za mało. Partia walcząca o władzę musi albo
wpisać się w dominujące trendy, albo skutecznie je zmieniać.
Razem próbowało tego pierwszego przez pięć lat – start z listy
Nowej Lewicy reanimował eseldowskie zombie, a odklejenie się
od NL zrobiło to ponownie (transfery z/do stowarzyszenia
Wspólne Jutro a.k.a "biejatowcy").
Skończmy z nekromancją! Pora spalić za sobą mosty prowadzące
do Czarzastego!
Liczyłem, że ten rozłam będzie szansą na solidny zwrot w lewo
– w otwartą, antysystemową narrację. W kampanii do Senatu
pojawiły się wątki klasowe, wskazywanie korporacji i bogaczy
jako źródeł problemów, ale większość energii poszła w
bezpieczne, choć słuszne postulaty. Razem ma ludzi z charyzmą
i umiejętnościami, ale teoria polityczna musi porywać masy! A
Polacy w zmianę nie wierzą – prawie 85% wyborców zostało w
domach! Mam nadzieję, że Partia Razem przestanie być partią
założoną przez socjalistów i partią, w której są socjalistki i
stanie się partią realnej, systemowej zmiany.
Pewnie wrócimy do tej rozmowy po wyborach prezydenckich.
Teraz o błędach. Po pierwsze, „prawa mężczyzn”. Tak, system
krzywdzi mężczyzn, ale nie w sposób symetryczny wobec kobiet!
Lewica nie powinna budować fałszywej równowagi – problemy
takie jak presja społeczna czy opieka psychiatryczna można
ująć w ramach walki z patriarchatem. Po drugie, polityka.
Jeśli Razem ma realnie walczyć z kryzysem klimatycznym,
patriarchatem, kapitalizmem i imperializmem, nie zrobi tego
półśrodkami typu „opodatkujmy bogatych”. To krok, ale nie cel.
Potrzeba odwagi i konsekwencji. Chciałbym wrócić do partii,
ale nie zrobię tego, jeśli nie zobaczę, że nie ma groźby
powrotu do reanimacji eseldowskiego truchła i dopóki nie
skończy się głaskanie facecików po główkach, oraz bicie wokół
krzaka w kwestii krytyki systemu. Do tego czasu – kibicuję i
będę się starał wspierać na ile mogę. Powodzenia! Gratuluję
Ewie Sładek i krakowskim Razemkom BARDZO solidnej pracy w
kampanii. Minimalnymi zasobami (kampania nie wyglądała na
bogatą) udało się Wam zwrócić uwagę dużej liczby osób. Bądźcie
z siebie dumne!
Przeczytałem książkę D. Serówki "Wielka piaskownica. Rola
USA w europejskiej polityce bezpieczeństwa i obronności" z
2003 r. Sięgnąłem po nią ze względu na toczące się dyskusje i
poczucie, że sporo z nich toczy się ad hoc i z perspektywą
sięgającą paręnaście tygodni wstecz. Jako całość rzecz jest
godna uwagi głównie ze względu na analizę dokumentów i
streszczanie ich, dużo mniej ze względu na analizę polityczną,
która pozostawia dużo do życzenia, co nie powinno dziwić
biorąc pod uwagę autora i wydawnictwo (Arcana). Jeśli nie
liczyć prawicowej perspektywy, widocznego w wielu miejscach
braku zainteresowania autora światem niezachodnim i braku
szerszej perspektywy, książka jest zrobiona porządnie. Nie
będę referował całego tekstu. Można go przeczytać w jeden lub
dwa wieczory. Chciałbym, żeby w toczących się obecnie
dyskusjach o polityce bezpieczeństwa w naszej części świata
nie brakowało kilku wątków, które da się z tej książki
wyciągnąć. Tekst Serówki jest nie najgorszym przyczynkiem do
odpowiedzi na pytanie "jak się tu znaleźliśmy?" w kwestiach
bezpieczeństwa. Po pierwsze, historia negatywnie zweryfikowała
tezę, że presja militarna może być gwarantem utrzymania
liberalnego kursu Rosji. Część lewicy dość pochopnie wnioskuje
stąd, że Rosja została do wojny w Ukrainie "sprowokowana", ale
też inna część lewicy reaguje na poczucie zagrożenia ze strony
Rosji przyjęciem rasistowskiej narracji o "orkach". Książka
pozwala zobaczyć niedostatki obu tych podejść. Nie wiemy, czy
Europa Zachodnia i byłe państwa Układu Warszawskiego mogły
zaangażować się w kształtowanie relacji na kontynencie w
wystarczająco konstruktywny dla uniknięcia obecnej wojny
sposób. Wiemy, że mogły być bardziej konstruktywne. Głównym
wnioskiem z analiz Serówki jest to, że na przestrzeni
ostatnich kilku dekad Europa trwała w mylnym przeświadczeniu,
że polityka bezpieczeństwa w Europie jest dla USA celem, a nie
narzędziem do osiągania celów. Serówka słusznie zauważa, że
USA nie weszły w swoją mocarstwową rolę na podstawie jakiegoś
wielkiego planu. Gorzej, że Europa weszła w swoją rolę
narzędzia realizacji USAńskich interesów z powodu mizerii
własnej wizji politycznej. Europejska polityka bezpieczeństwa
była kształtowana przez wypadkową interesów bogatych państw,
potrzeby utrzymania Niemiec w ryzach i potrzebę USA utrzymania
Europy na tyle silną, by była użytecznym narzędziem, na tyle
słabą, by nie była zagrożeniem dla USAńskiej hegemonii. Europa
nie chciała być zjednoczona i socjalistyczna, więc jest
dzisiaj śmieszna i pokraczna. Mówi o wartościach, demokracji i
solidarności, a jednocześnie jest pozbawiona strategicznej
autonomii, które pozwalałyby te wartości realizować. Nawet
jeśli wyda setki miliardów dolarów na zbrojenia Europa
pozostanie śmieszna, pokraczna i pozbawiona strategicznej
autonomii jeśli nie stanie się stabilnym i poważnym
politycznym podmiotem. Europa nie stanie się stabilnym i
poważnym politycznym podmiotem, dopóki nie będzie
demokratyczna. Europa nie będzie demokratyczna, dopóki w
poszczególnych państwach rządzić będą skupione na
krótkowzrocznie definiowanym interesie liberalne elity.
Chcecie bezpiecznej stabilnej Europy? Nie będzie nią "Europa
ojczyzn" ze wspólnym rynkiem, nawet jeśli będzie to rynek
uregulowany i z porządnymi instytucjonalnymi mechanizmami
antykryzysowymi, projektowanymi przez najmądrzejsze
keynesistki. Europa będzie bezpieczna i stabilna jeśli będzie
rządzona zgodnie z interesem pracującej większości. Wtedy i
tylko wtedy otworzą się też ścieżki do transformacji
klimatycznej i budowy społeczeństwa spokojnego dobrobytu, o
którym marzą lewicowe partie w naszej części Europy. Aby to
osiągnąć nie wystarczy bicie wokół krzaka hasłami "zróbmy to
po skandynawsku", "inwestujmy" i marzenia o "silnym państwie".
Aparat państwowy musimy odebrać tym, którzy rządzą nim dzisiaj
w interesie kapitału. To oni doprowadzili do absurdu
konsekwencje zrodzonego z USAńskiej hegemonii złudzenia braku
potrzeby interesowania się polityką w naszej części świata.
Lewica, jeśli nie chce bohatersko powoli oddawać pola
prawicowemu populizmowi musi mieć fajne postulaty, ale też
musi umieć pokazywać kto jest wrogiem i myśleć poważnie o jego
pokonaniu.
Ze względu na aktywność polityczną (Akcja Socjalistyczna) na
co dzień zajmuję się komunikowaniem w mediach
społecznościowych. Konwersacja w mediach społecznościowych
bywa mało konstruktywna. Nawet fediwersum ma pamięć złotej
rybki.
Nie mam złudzeń co do "etyki technologicznej". Nie ma etycznej
konsumpcji w kapitalizmie. Nie ma etycznej produkcji w
kapitalizmie. Nie ma etycznej dystrybucji w kapitalizmie. Mam
też świadomość ograniczonej wartości gestu krytyki
korporacyjnych platform, czy też wspierania "alternatywnych
modeli". Nie omieszkam informować o postach tutaj także tam.
Nie czuję też nostalgii za "wczesnym internetem". Wybrałem
Neocities jako miejsce na bloga z powodu dostępności i
prostoty.
Kaustyk polski to blog dokumentujący interwencje, refleksje i
notatki. Jego główny cel jest autodydaktyczny i
archiwistyczny, ale jako miejsce publicznie dostępne jest też
przestrzenią popularyzacji, krytyki i dialogu.