awaria systemu. raport z terenu
1. Krzak Owocowy - Selected Works - Volume I
2. Martin Küchen - Utopia
3. Immortal Technique - Revolutionary Vol. 2
4. Dwoogie - Ortolan Masticatrix
5. VA - Fluxus Anthology: A Collection of Music and Sound
Events
6. Carla Bley - Big Band Theory
7. Zdechły Osa - and destroy
8. John Cale, Tony Conrad, Angus MacLise, Sterling Morrison,
Terry Jennings, New York Fire Department - Inside the Dream
Syndicate Volume III: Stainless Gamelan
9. The Third Eye Foundation - Ghost
10. Marianne Faithfull - Strange Weather
11. Little Simz - Thief
12. Wu Tang Clan - Black Samson, the Bastard Swordsman
13. Miley Cyrus - Something Beautiful
14. Noel Akchote - Alike Joseph
15. Ergo Phizmiz - Illegal Art Compilation
16. Placebo - Without you I'm nothing
17. Khanate - Things Viral
18. Ścianka - Statek Kosmiczny
19. Brutal Truth - Extreme Conditions Demand Extreme
Responses
20. Godflesh - Pure
21. Cattle Decapitation - Terrasite
22. Final - 2
23. Flanger - Outer Space/Inner Space
24. God - The Anatomy of Addiction
25. DJ Spooky & The Freight Elevator Quartet - File
Under Futurism
26. Can - Landed
27. Syndicate - Prisoners of War
28. Sarin Assault - Sarin Assault EP
29. Techno Animal - Ghosts
30. Elliott Sharp - Velocity of Hue
31. Mary Halvorson Septet - Illusionary Sea
32. Coil - The Ape Of Naples
33. Lê Quan Ninh - Le Ventre Negatif
34. Alice Coltrane - World Galaxy
35. Olivier Messiaen - Turangalila
36. Trans Am - Trans Am
37. Mold Drammaz - "Tu!" (silesian familijo plądrofono)
Posted on: 2025-06-01
Posted on: 2025-05-25
Debata na temat regulacji pracy seksualnej w Polsce wciąż
marginalizuje głos samych osób wykonujących tę pracę oraz
ignoruje wnioski płynące z badań społecznych. Już ćwierć wieku
temu prof. Marian Filar, kierownik Katedry Prawa Karnego
i Polityki Kryminalnej UMK w Toruniu, zwracał uwagę, że
komisja kodyfikacyjna od lat lekceważy głos ekspertów.
Stwierdził wówczas: Sprawa jest dość prosta – należy
zlikwidować nieżyciowy artykuł kodeksu karnego, który
penalizuje sutenerstwo
.
13 maja br. kandydatka Nowej Lewicy w wyborach prezydenckich, Magdalena Biejat, w rozmowie radiowej z Tomaszem Terlikowskim (kiedy ten katolicki konserwatysta awansował do roli "centrowego publicysty", nie zmieniając przy tym swoich poglądów?) opowiedziała się za legalizacją pracy seksualnej. Niestety, jednocześnie wyraziła poparcie dla modelu francuskiego i zasugerowała, że warto rozważyć także model nordycki. Tego typu stanowisko – ignorujące nauki społeczne i postulaty środowisk walczących o prawa osób wykonujących pracę seksualną – pozostaje, niestety, dość powszechne wśród części polskiej lewicy.
Model francuski penalizuje tzw. sutenerstwo i inne formy pośrednictwa, pozostawiając – przynajmniej teoretycznie – same osoby świadczące usługi seksualne poza zakresem odpowiedzialności karnej. Z kolei model nordycki kryminalizuje klientów. Choć oba rozwiązania przedstawiane są często jako kompromisowe czy wręcz „postępowe”, w rzeczywistości, z perspektywy polityki pracowniczej, nie tylko nie rozwiązują kluczowych problemów branży, ale wręcz je zaostrzają. Łączy je wspólny mianownik: wzmacnianie roli państwa i aparatu przymusu w obszarze, gdzie niezbędne są przede wszystkim realne prawa pracownicze i zabezpieczenia socjalne. Dodatkowo oba modele utrwalają stygmatyzujący i moralizatorski dyskurs, który upupia osoby wykonujące pracę seksualną – i tak już zmagające się ze społeczną stygmatyzacją.
Penalizacja tzw. sutenerstwa odbiera osobom pracującym seksualnie możliwość legalnego zatrudnienia, z umową o pracę, ubezpieczeniem społecznym czy prawem do urlopu i emerytury. W efekcie są one zmuszone do funkcjonowania w szarej strefie, skazane na niepewność ekonomiczną i całkowitą zależność od łaski właścicieli lokali czy platform internetowych.
Nie mam nic dobrego do powiedzenia ani o zyskojadach, ani o klientach. Jednak ani francuski model zakazujący pośrednictwa, ani nordycka kryminalizacja popytu nie służą rzeczywistej ochronie praw pracowniczych. Wręcz przeciwnie - oba rozwiązania systemowo pogłębiają prekaryzację całego sektora.
Jak wynika z analizy Na celowniku wszystkich stron. Wpływ
policji na dostęp osób pracujących seksualnie do wymiaru
sprawiedliwości
(European Sex Workers' Rights Alliance,
ESWA) z października 2024 roku, penalizacja zachowań
związanych z pracą seksualną nieuchronnie prowadzi do
policyjnych nalotów, kontroli dokumentów i nakładania
prewencyjnych grzywien. Na podstawie obszernego materiału
badawczego oraz licznych wywiadów z osobami dotkniętymi
skutkami kryminalizacji, autorki dowodzą, że system prawny
staje się narzędziem kontroli społecznej. Służy
dyscyplinowaniu, nadzorowaniu i monitorowaniu grup
społecznych, praktyk oraz tożsamości.
Przedstawianie problemów społecznych w kategoriach zagrożeń, a nie wyzwań wymagających kompleksowych rozwiązań politycznych, skutkuje pogłębianiem marginalizacji, zaostrzaniem nierówności oraz ograniczaniem dostępu do opieki zdrowotnej, wymiaru sprawiedliwości i innych podstawowych usług.
Lewica, która tak chętnie oburza się na policyjną brutalność i domaga się ograniczenia uprawnień mundurowych – w kwestii pracy seksualnej nagle odkrywa w sobie duszę prawicowego moralisty. Jej paternalistyczne, głęboko patriarchalne podejście ("my wiemy lepiej, co dla was dobre") prowadzi do kuriozalnej sytuacji: w imię "ochrony" osób pracujących seksualnie z lubością ceduje się odpowiedzialność na policję. Bo przecież ktoś musi ścigać klientów, przeszukiwać mieszkania pod pretekstem "walki z sutenerstwem" (czytaj: inwigilować) oraz wystawiać grzywny. Jakże wygodne to rozwiązanie dla lewicowych purytan: można udawać troskę, nie proponując żadnych realnych rozwiązań, jednocześnie zapewniając sobie poklask konserwatywnej części komentariatu.
Problemem nigdy nie była sama praca seksualna! Prawdziwym zagrożeniem jest system, który pod pozorem "ochrony" czy "walki z handlem ludźmi" zmusza osoby wykonujące tę pracę do nieustannych kontaktów z policją – instytucją, która w tej relacji odgrywa rolę oprawcy, a nie obrońcy.
Funkcjonariusze, oczywiście, zamiast realnie chronić przed przemocą, sami stają się jej głównym źródłem:
Najbardziej perwersyjne w tym całym układzie jest to, że im bardziej państwo utrudnia legalne wykonywanie tej pracy, tym większą władzę oddaje w ręce policji. Strach przed odwetem skutecznie zniechęca do zgłaszania przestępstw – w końcu kto uwierzy „zwykłej prostytutce”? W ten sposób system sam generuje atmosferę bezkarności dla prawdziwych przestępców: handlarzy ludźmi i klientów-stosujących-przemoc. I koło się zamyka.
Kryminalizacja pracy seksualnej nie tylko utrwala stygmatyzację, ale aktywnie cementuje społeczny ostracyzm. Francuski model "walki z sutenerstwem" reprodukuje szkodliwy stereotyp sex workerki jako bezrefleksyjnej "ofiary mafii" - pozbawionej podmiotowości, której zeznań nie można traktować poważnie. Z kolei model nordycki, kreując klienta na "przestępcę z urzędu", wzmacnia patriarchalne sytuowanie osób kupujących usługi seksualne w pozycji dominującej w relacji z pracownicami.
W obu przypadkach osoby świadczące usługi seksualne są sprowadzane do roli biernych przedmiotów prawa karnego - pozbawionych głosu w dyskusji o regulacjach, które bezpośrednio ich dotyczą. Pora skończyć z moralizatorstwem i uznać osoby pracujące seksualnie za pełnoprawne podmioty życia społecznego! Już dziś są przecież często świetnie zorganizowane (kolektywy sex workerskie) i bardzo świadome swoich potrzeb.
Najbardziej uderza jednak selektywność tego wykluczenia: podczas gdy białe, cisgenderowe kobiety mogą liczyć na pewną (choć paternalistyczną) ochronę, to już migrantki, osoby trans i osoby używające substancji psychoaktywnych zostają zupełnie pozbawione jakiejkolwiek ochrony prawnej. Stają się idealnymi ofiarami systemu: bez dokumentów, bez sieci wsparcia, bez możliwości zgłoszenia przemocy na policję - bo przecież "same się o to prosiły" (pamiętacie wypowiedź Leppera?). W ten sposób kryminalizacja eskaluje: im bardziej stygmatyzuje się pracę seksualną, tym bardziej naraża się osoby pracujące na realne niebezpieczeństwo.
Obowiązujące regulacje prawne, oparte na logice policyjno-karnej, skutecznie utrudniają – a niekiedy wręcz uniemożliwiają – budowanie sieci wzajemnego wsparcia oraz tworzenie związków zawodowych osób wykonujących pracę seksualną. Strach przed konsekwencjami prawnymi działa jak hamulec dla wszelkich publicznych inicjatyw mających na celu negocjowanie lepszych warunków pracy czy organizowanie działań zbiorowych.
pTymczasem doświadczenia krajów, które wprowadziły pełną dekryminalizację (jak Nowa Zelandia), wyraźnie pokazują, że gdy tylko znika miecz Damoklesa w postaci karalności, osoby pracujące seksualne:Polityka wobec pracy seksualnej nie może być moralną krucjatą – powinna stać się częścią spójnej polityki społecznej. Zamiast zakazów i policyjnych nalotów potrzeba realnego wsparcia: ubezpieczeń społecznych, regulacji minimalnych stawek, dostępu do specjalistycznej opieki zdrowotnej etc. Bo czy ktokolwiek jeszcze wierzy, że można "wyeliminować prostytucję" zakazami, skoro nie udało się tego osiągnąć przez ostatnie kilka tysięcy lat?
Jedyną rozsądną drogą jest pełna dekryminalizacja dobrowolnej pracy seksualnej z prawem do pisemnych umów, zakładania związków zawodowych i pełni zabezpieczeń socjalnych. To nie rewolucja, a zwykła przyzwoitość: fryzjerzy, masażyści i seksworkerzy zasługują na takie same prawa pracownicze. Zamiast narażać osoby świadczące usługi seksualne na przemoc i wyzysk, państwo powinno inwestować w edukację, mieszkalnictwo i kompleksowe wsparcie dla osób w kryzysie.
Ani model francuski, ani nordycki nie sięgają sedna problemu – czyli systemowej prekaryzacji i marginalizacji osób pracujących seksualnie. Obie koncepcje opierają się na dobrze znanej mieszance: moralnej paniki, policyjnej pałki i politycznej hipokryzji. Zamiast wzmacniać prawa pracownicze i oferować realne wsparcie socjalne, fundują represje w nowym opakowaniu i nazywają to „postępem”.
Jeśli naprawdę zależy nam na poprawie sytuacji osób
świadczących usługi seksualne, porzućmy iluzję, że więcej
zakazów
oznacza więcej bezpieczeństwa. Zamiast karać klientów i ścigać
pośredników, czas uznać pracę seksualną za to, czym jest
– formę pracy. A osoby ją wykonujące – za pracowników z pełnym
pakietem praw, ochrony i dostępu do instytucji, z których
inni korzystają bez wstydu i strachu. Inaczej dekryminalizacja
pozostanie jedynie sloganem – głośnym, ale pustym.
Posted on: 2025-05-16
1. OutKast - Southernplayalisticadillacmuzik
2. Snooks Eaglin - The Complete Imperial Recordings
3. zoviet france - Misfits, Loony Tunes and Squalid Criminals
4. VA - Tresor Compilation Volume 12 (Illumination)
5. Wirkus - Discours Amoureux
6. Cassetteboy - Dead Horse
7. Mouse on Mars - Idiology
8. Snooks Eaglin - New Orleans Street Singer
9. Elliott Sharp - Songs from a Rogue State
10. clipping. - Dead Channel Sky
11. Elliott Sharp (with Mary Halvorson and Marc Ribot) – Err
Guitar
12. Cristian Vogel - Fase Montuno
13. Snooks Eaglin - The sonet blues story
14. Ornette Coleman - Science Fiction
15. Snooks Eaglin - Rural Blues
16. Deafheaven - Lonely People With Power
17. clipping - Dead Channel Sky
18. Yuka Honda - Memories are my only witness
19. VA - Congo Revolution: Revolutionary and Evolutionary
Sounds from the Two Congos 1955-62
20. VA - Classic Delta and Deep South Blues from Smithsonian
Folkways
21. Joni Mitchell - Mingus
22. Cut Hands - Afro Noise (Volume 4)
23. Horațiu Rădulescu, European Lucero Ensemble - Clepsydra;
Astray
24. David Grubbs - Primrose
25. Godflesh - Songs of Love and Hate
26. Crass - The Feeding of the 5000
27. Skeleton Crew - Learn To Talk / The Country Of Blinds
28. Brion Gysin - Recordings 1960-1981
29. David Sylvian - Blemish
30. Ekko Astral - Pink Balloons
31. Robert Wyatt - Nothing Can Stop US
32. Judee Sill - Heart Food
33. Prurient - Shipwrecker's Diary
34. The Lounge Lizards - The Lounge Lizards
35. Judy Garland - At Canergie Hall
36. Tanya Tagaq - Sinaa
37. THCulture - Trance Human Culture
38. Godflesh - Streetcleaner
39. Alice Coltrane - World Galaxy
40. VA - Dreamy Harbor (Tresor)
41. VA - Jukebox Girls, Vol. 38
42. VA - Tresor Compilation Volume 7
43. Aphex Twin - Syro
44. Miriam Makeba - Mama Africa. The Best of Miriam Makeba
45. Miriam Makeba - Sangoma
46. Scott Walker - Scott
47. VA - Yoruba Drums From Benin, West
48. VA - Chinese Rocks - 60's Garage, Surf, Trash Rock &
Roll A Go Go from Southeast Asia
49. Lydia Lunch - Universal Infiltrators
50. Brion Gysin - Mektoub: Recordings 1960-1981
51. Lydia Lunch - Honeymoon in Red
52. Zoviet France - Ω℧
53. VA - Tresor II - Berlin/Detroit: A Techno Alliance
54. Derek Bailey - Ballads
55. ISIS - Panopticon
56. ISIS - Wavering Radiant
57. Talking Heads - Fear of Music
58. Prodigy - Experience: Expanded: Remixes & B-Sides
59. Fred Frith - Freedom in Fragments
60. Shirley Ellis - The Name Game
61. Joni Mitchell - Don Juan’s Reckless Daughter
62. Mia Zabelka & Giselher Smekal - Somateme
Posted on: 2025-05-03
Posted on: 2025-04-27
Posted on: 2025-04-26
Posted on: 2025-04-22
Instytut Macdonalda-Lauriera, noszący imiona prominentnych
rasistów i kolonizatorów, należy do czołowych dostarczycieli
intelektualnego zaplecza dla imperialistycznej polityki.
Zapoznałem się z opracowaniem „Neo-Idealism: Grand Strategy
for the Future of the Transatlantic Community” autorstwa
Benjamina Tallisa, opublikowanym przez tę instytucję.
Przyznaję, że nieraz natrząsałem się z autora, a lektura jego
pracy nie poprawiła mojej opinii o nim..
„Neoidealizm” Tallisa przedstawia się jako nowatorskie,
moralno-strategiczne ramy dla „wspólnoty transatlantyckiej”
(czytaj: NATO i UE), lecz w istocie jest desperackim manewrem
ideologicznym upadającego bloku imperialistycznego. Jego
fetyszyzacja „wartości liberalnej demokracji” jako podstawy
geopolityki służy tu maskowaniu rzeczywistych interesów elit.
Retoryka „prymatu wartości” to oczywiście żadne zerwanie z
realizmem – to jedynie nowy język uzasadniania imperialnego
status quo. Gdy Tallis mówi o „wolnych społeczeństwach”,
udaje, że „wspólnota transatlantycka” nie odpowiada za
narzucanie globalnemu Południu neoliberalizmu poprzez
instytucje finansowe, zamachy stanu i zniewolenie długiem.
Nikt poważny (ani Tallisa, ani Anne Applebaum, ani Kaja
Kallas, ani Radosław Sikorski nie są poważnymi ludźmi) nie
traktuje dziś poważnie twierdzeń, jakoby ta „wspólnota”
pielęgnowała demokrację we własnych granicach.
W Polsce demokracja przechodzi proces kontrolowanej
dekompozycji. Elity polityczne PO-PiSu z przystawkami budują
system hybrydowy – formalnie pluralistyczny, w praktyce oparty
na przejmowaniu instytucji, nagonkach na opozycję i
mniejszości, oraz instrumentalizacji prawa. "Reformy" Ziobry,
"lex Tusk" czy zaostrzenie prawa aborcyjnego pokazują, że
celem nie jest autorytaryzm w stylu XX-wiecznym, lecz
systemowa dominacja bez całkowitego niszczenia fasady
demokratycznej. Paradoksalnie, to właśnie ta fasada pozwala
władzy utrzymywać międzynarodową legitymizację.
W Niemczech kryzys ma charakter milczącej erozji.
Społeczeństwo, zmęczone dekadami polityki "braku alternatywy"
(Alternativlosigkeit), traci zaufanie do establishmentu
CDU-SPD. Wzrost poparcia dla AfD to symptom bankructwa
niemieckiego modelu, który nie potrafi odpowiedzieć na
nierówności pogłębione przez reformy Schrödera ani na
frustracje wschodnich landów. Koalicje "świateł drogowych"
podobnie jak polska koalicja rządząca przypominają próby
gaszenia pożaru butelką wody – wszędzie brakuje wizji
wykraczającej poza zarządzanie kryzysami.
Francja to przykład demokracji w stanie przedzawałowym. System
V Republiki, zaprojektowany dla stabilizacji, dziś produkuje
permanentny stan wyjątkowy – od żółtych kamizelek po protesty
przeciwko reformie emerytalnej.
We Włoszech demokracja stała się laboratorium postpolityki.
Kolejne rządy – od technokratów Montiego po prawicową Meloni –
udowadniają, że włoski system to maszyna do produkcji
tymczasowych konfiguracji bez zdolności do reform. Wzrost FDI
(Fratelli d'Italia) to efekt pustki po upadku partii masowych.
Wspólny mianownik? Klasy polityczne w Polsce, Niemczech
Francji i we Włoszech przypominają lekarzy, którzy nie
potrafią zdiagnozować choroby, więc leczą objawy. Neoliberalna
Europa stworzyła system, w którym demokracja ogranicza się do
rytualnej rywalizacji bez wpływu na gospodarkę. Gdy partie
głównego nurtu stają się menedżerami status quo, ich elektorat
ucieka albo w populizm, albo w apatię. Niestety także w Polsce
lewica po wybiciu się na niezależność rzadko wychodzi z
inicjatywami wykraczającymi poza intencję lepszego
zarządzania. Bez radykalnej redefinicji demokracji – która
musi oznaczać społeczną kontrolę nad kapitałem – kryzys będzie
się tylko pogłębiał. Europa albo stanie się prawdziwie
demokratyczna albo będzie nadal gnić. Pomysły w rodzaju
"neoidealizmu" na nic się nie zdarzą.
Tallis ubolewa nad „strategicznymi deficytami” Niemiec i
Kanady, przedstawiając ich niechęć do ślepego podporządkowania
się hegemonii USA jako porażkę. Nie dostrzega przy tym, że
„rozłam” Niemiec nie wynika z nieudolności, lecz ze
sprzeczności interesów różnych frakcji niemieckiego kapitału.
"Osiem filarów neoidealizmu" Tallisa to nie postępowa wizja,
lecz projekt zaostrzonej imperialistycznej dyscypliny. To
toksyczna rekonfiguracja zmilitaryzowanego neoliberalizmu.
Kiedy Tallis ostrzega przed „wewnętrznymi słabościami”, które
mogliby wykorzystać przeciwnicy, w istocie mówi o klasowym
oporze i lewicowym sprzeciwie. Jego rozwiązanie? Nie
materialne ustępstwa, lecz ideologiczna indoktrynacja i
policyjna konsolidacja. Wezwanie do „lepszej kultury
strategicznej” to nic innego jak apel o zintensyfikowanie
propagandy, by społeczeństwa bezkrytycznie zaakceptowały
imperialne cele.
Koncept „siły drużynowej” demaskuje prawdziwe oblicze
neoidealizmu: to próba zdyscyplinowania rywalizujących frakcji
burżuazji (niemieckich przemysłowców, francuskich gaullistów)
w jednolity front przeciwko Globalnemu Południu i wschodzącym
mocarstwom. To nie idealizm – to brutalny realizm upadającej
hegemonii.
Projekt Tallisa, przybrany w „moralny” sztafaż, to nie wizja
przyszłości, lecz nowe opakowanie dla agonii starego porządku.
Prawdziwy internacjonalizm to walka klasowa przeciw
imperialistycznej wojnie, solidarność z ruchami
antykolonialnymi i budowa socjalizmu – nie odświeżanie
burżuazyjnych frazesów. Neoidealizm to nie strategia na
przyszłość – to requiem dla umierającego imperium.
Posted on: 2025-04-21
Płyta (egzemplarz 7 z 23) zaczyna się dźwiękiem kosy. To nie
sample, to manifest. Pierwszy cios w maszynę. "Żniwa Molocha"
to cybernetyczna żakeria przeciwko władzy algorytmów. Szela
Inc. (Korporacja Szela) wysadza tory muzyki. Ich utwory to
pole bitwy między krwawiącym rewolucyjnym futurystycznym
folkiem, a zimną illbientową elektroniką biurowych klitek.
Strona pierwsza - "Poczerniałe bruzdy".
"The Serf OS" zaczyna się od zniekształconego chóru, który
mógłby śpiewać w bułgarskiej chacie 200 lat temu, gdyby nie
to, ze jego głosy są przetwarzane przez koronkowo modulowany
bitcrusher i pogłos zmieniający parametry z każdym ułamkiem
sekundy. Rytm przypomina to stukot maszyn rolniczych, to
zniekształcony dźwięk giełdy papierów wartościowych.
"Spal silikonowych panów" to hymn bez melodii rodem z
karczmy-pixelblaze, w której wieśniacka furia łączy się z
algorytmicznym chłodem. Syntezatory warczą jakby były zarazem
głodne i wściekłe, a basowe częstotliwości orzą jak gdyby
szykowały ziemię pod wirtualny zasiew. To nie industrial - to
agrarny noise, dźwięk buntu zapisany w języku rodem z
cyfrowego grymuaru, z którego przywołasz zdekompilowanego
ducha Jakuba Szeli z towarzystwem botów-furii strajkujących w
chmurze.
Strona druga - "Drukarka cyfrowa"
"Error 1648 (Guru meditation)" to dronowy tren, w którym
archaiczne dzwony kościelne mieszają się z sygnałami błędów z
maszyn, których przeznaczenie budzi grozę. Muzyka przywołuje
krwawy bunt przeciwko technofeudalnej opresji. Chłopi mają co
prawda zablokowane konta, ale zanim znikną z timeline'ów,
wywołali niejeden incydent.
"Jesień algorytmów" to finał, ale bez rozwiązania. Sample
układają się w modlitwy do zdezintegrowanych świętych. To
"Pieśń ziemi naszej" epoki, w której miliardy internetowych
parobków urabiają metadane po kilkanaście godzin w pracy i po
pracy.
"Żniwa Molocha" to nie retrofuturyzm bo nie ma w nich krzty
nostalgii. To muzyka, która wie, że postęp rośnie na kościach.
Hakowanie mitu, ale kosą. Dźwięki Korporacji Szela to
folktroniczne świadectwo epoki w której zmęczenie zmęczeniem
przebodźcowaniem skutkuje próbą zakodowania muzyczno-tekstowej
choroby prionowej i podania jej systemowi. Solidne af.
Posted on: 2025-04-20
Posted on: 2025-04-17
Posted on: 2025-04-07
Huzarów śmierci nigdy nie kochałem,
Ani moździerzy o wdzięcznych imionach,
Więc gdy się wielkie dni zbliżały do nas,
Nie czyniąc szumu prędko wyjechałem.
(Hugo Ball)
Od kilku lat Europa znów żyje w cieniu wojny. Polska kupuje
czołgi i systemy rakietowe, Francja i Niemcy – te gospodarcze
lokomotywy Unii Europejskiej – zwiększają wydatki na
zbrojenia, porzucając nawet doktryny "fiskalnej
odpowiedzialności". Nikt już nawet nie udaje, że państwo nie
ma własnych pieniędzy, ale nie myślcie, że państwo ma je dla
Was.
W mediach zamiast rzeczowej debaty o celach i kosztach
militaryzacji dominuje wojenna panika. Podczas gdy każda
złotówka i euro wydane na system opieki medycznej, edukację
czy pomoc społeczną są skrupulatnie analizowane i
przedstawiane jako "niepotrzebne obciążenie budżetu", na
wojsko pieniądze płyną szerokim strumieniem.
Militaryzacja nie podlega bowiem potocznej w liberalnych
"demokracjach" logice zaciskania pasa – odbywa się w
atmosferze społecznego przyzwolenia, bez podstawowych pytań:
kto faktycznie czerpie zyski z tego wyścigu zbrojeń? Jakie
będą długofalowe konsekwencje tej polityki dla naszego
bezpieczeństwa i dobrobytu?
Dla elit wojna i strach przed wojną to przede wszystkim
biznes. Nasz strach i poczucie zagrożenia skutecznie
przekuwają na zyski akcjonariusze koncernów zbrojeniowych:
niemieckiego Rheinmetall, amerykańskiego Lockheeda Martina,
brytyjskiego BAE Systems i dziesiątek innych "graczy". Ich
fabryki pracują pełną parą, a notowania giełdowe biją rekordy
za każdym razem, gdy gdzieś na świecie wybucha kolejny kryzys
dyplomatyczny lub ktoś zaczyna strzelać.
Ale to nie wszystko. Militaryzacja to także potężny mechanizm
redystrybucji środków publicznych – miliardy z są
transferowane do kieszeni wąskiej grupy dostawców broni,
podczas gdy szpitale, szkoły i transport publiczny walczą o
przetrwanie.
Wojna i groźba wojny to nie tylko realne zagrożenia
polityczne. To także wyjątkowo skuteczne narzędzia zarządzania
społeczeństwem. Strach przed zewnętrznym wrogiem:
- Usprawiedliwia utrzymywanie niskich wydatków socjalnych
("Nie stać nas na podwyżki dla nauczycieli, bo musimy kupić
czołgi"),
- Legitymizuje ograniczanie praw pracowniczych ("W czasach
zagrożenia musimy być konkurencyjni"),
- Poszerza uprawnienia służb kosztem wolności obywatelskich,
- Pozwala wycofywać się z międzynarodowych zobowiązań
humanitarnych.
Polska już w 2022 roku, pod pretekstem "zagrożenia" (głodni
ludzie), zawiesiła prawo do ubiegania się o azyl na granicy z
Białorusią, a ostatnio władza, ówczesna "demokratyczna
opozycja", przyklepała to zawieszenie ustawą. I nikt nawet nie
ubolewa nad praworządnością. Teraz dyskutuje się o wycofaniu
Polski z Konwencji Ottawskiej o zakazie min przeciwpiechotnych
– wszystko w imię "elastyczności obronnej".
Tymczasem ta polityka ma konkretne, negatywne konsekwencje:
1. Odciąga zasoby od walki z kryzysem klimatycznym – podczas
gdy potrzebujemy miliardów na transformację energetyczną,
rządy przeznaczają je na broń,
2. Pogłębia nierówności społeczne – bo kto zapłaci za ten
wyścig zbrojeń? Średnia i niższa klasa, oczywiście,
3. Przyspiesza degradację systemu opieki zdrowotnej – w Polsce
już dziś brakuje lekarzy, a pieniądze idą na zakup dronów,
4. Utrwala toksyczną politykę wiecznego konfliktu – zamiast
szukać rozwiązań dyplomatycznych, inwestujemy w eskalację,
5. Jest młynem na wodę dla prawicowej ekstremy, która w wielu
państwach Europy jest coraz to bliżej realnej władzy.
Czy jest alternatywa? W obliczu przyspieszającego uwiądu
pozycji USA w Europie i trudnej do oszacowania siły Rosji w
stosunku do jej zapędów trudno sobie wyobrazić szybką i
głęboką demilitaryzację Polski i Europy. Ale to nie znaczy, że
nie ma alternatywy dla obecnego przyspieszenia wojennego bicia
piany i bicia monet na potrzeby wydatków na broń. Lewica nie
jest skazana na przytakiwanie militaryzmowi!
Europa nie stanie się bezpieczniejsza przez kolejne kontrakty
zbrojeniowe. Bezpieczeństwo buduje się poprzez sprawiedliwość
społeczną, niezależną dyplomację. Militarystyczna spirala
służy wyłącznie wąskiej grupie interesów. Dobrym punktem
wyjścia dla dyskusji są pytania o przejrzystość w zamówieniach
wojskowych (Kto podejmuje decyzje i z jakich powodów?),
publiczna debata o prawdziwych potrzebach obronnych (zamiast
ślepego naśladowania amerykańskiej agendy) i połączenie
postulatów bezpieczeństwa z socjalnymi, a przede wszystkim
trzeźwa ocena zagrożeń.
Militaryzm jest dla elit politycznych ścieżką ucieczki od
polityki. Gdy brakuje wizji rozwiązania kryzysów społecznych,
gospodarczych czy ekologicznych, rządzący sięgają po prosty
schemat zastąpienia społeczeństwo dobrobytu projektem
społeczeństwa twierdzy. Militaryzm jest wygodny dla elit, bo
kolejne "historyczne" zakupy czołgów i armat łatwo wpisać w
rubryczce "sukcesy", przynajmniej do momentu, gdy wojna
naprawdę nie wybuchnie. Militaryzm ujednolica dyskurs — gdy
wszyscy stają "murem za mundurem" nie ma miejsca na dyskusje o
podatkach, nierównościach i prawach pracowniczych, nie mówiąc
już o ekologii czy kryzysie legitymizacji władzy.
Europa po 1945 roku chciała być projektem pokojowej
współpracy. Dziś coraz bardziej staje się zbiorem uzbrojonych
po zęby państw policyjnych, w których prawa socjalne i
polityczne są ograniczane pod pretekstem "obronności". Jestem
jak najdalszy od widocznej gdzieniegdzie na lewicy poczciwej
wiary w to, że putinowska Rosja została "sprowokowana" do
inwazji na Ukrainę, ale za równie wielką naiwność uważam
wiarę, że militaryzm nie jest dla polskich i europejskich elit
wygodną ścieżką ucieczki od odpowiedzialności.
Posted on: 2025-04-02
Dziś spieranie się z Heglem to najczęściej wyraz
nieszkodliwej ekscentryczności, forma performatywnej sztuki
życia. Ale jeśli chcemy się nauczyć czegoś od Marksa, a
szczególnie jeśli chcemy spróbować pozwolić mówić mu głosem
możliwie bliskim temu, jakim naprawdę mówił, dobrze zajrzeć do
"Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa".
Odniesienia tego typu wydają się odległe, ale odległość od
Hegla i Marksa wydaje się dużo większa niż jest naprawdę za
sprawą zwielokrotnienia intensywności produkcji kultury przez
technologię. Marks miał 13 lat, gdy Hegel umarł, a gdy umierał
sam Marks cztery lata miał Albert Einstein. We wcześniejszych
epokach byliby sobie i nam bardzo bliscy.
"Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa" to jedyny
większy tekst Marksa poświęcony Heglowi. W jego czasach
filozofia Hegla była oczywistym punktem odniesienia w debatach
intelektualnych. Choć Marks krytykował Hegla, to z młodym
Heglem, zafascynowanym ideałami Rewolucji Francuskiej, z
pewnością łączyło go niemało.
W "Zasadach filozofii prawa" z 1821 roku Hegel przeciwstawiał
liberalnym, indywidualistycznym teoriom społeczeństwa swoją
koncepcję "etyczności" rozumianej jako obiektywna sieć relacji
społecznych, które kształtują jednostkę. Państwo było dla
niego najwyższą formą pojednania wolności jednostkowej z
prawem.
Hegel pozostawił po sobie tysiące stron notatek do wykładów, a
jego system filozoficzny wywarł ogromny wpływ na Marksa i
Engelsa. Lubię czasem myśleć o Marksie jako o bardziej
konsekwentnym i nowoczesnym hegliście – takim, który nie
stetryczał, jak sam Hegel. Marksowskie (wtórne) gesty
odwracania, zrywania i krytyki mają w dużej mierze charakter
retoryczny i służą odcięciu się od heglowskiej apologii
państwa pruskiego. Konkretność, odejście od idealizmu i
eliminacja romantycznej egzaltacji w języku pozwalają na
bardziej solidne i systematyczne podejście do krytycznego
myślenia.
We "Wstępie" do "Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii
prawa" Marks podejmuje próbę krytyki heglowskiej filozofii
prawa poprzez analizę społecznych i politycznych uwarunkowań
Niemiec w XIX wieku. To właśnie z tego tekstu pochodzi jeden z
jego najbardziej znanych bon motów: religia jako „opium ludu”.
Dla Marksa religia była zarówno wyrazem rzeczywistej nędzy,
jak i protestem przeciwko niej. Krytyka religii staje się więc
warunkiem koniecznym dostrzeżenia rzeczywistych źródeł
cierpienia i konieczności ich przezwyciężenia.
Określenie „opium ludu” często czyta się dziś w duchu Nancy
Reagan, jak wezwanie, by nie myśleć i "po prostu powiedzieć
nie". Marks nie zachęca po prostu, by powiedzieć „nie”. Nazywa
religię „westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem
nieczułego świata” i „duszą bezdusznych stosunków”. Historia
powinna zastąpić prawdy nadprzyrodzone prawdą ziemską, ale
krytyka religii powinna prowadzić do krytyki prawa, a ta z
kolei do krytyki polityki.
Marks uważał, że Niemcy doświadczyły restauracji dawnych
porządków bez wcześniejszej rewolucji z powodu swojego
historycznego zapóźnienia. Niemiecki system polityczny był
skostniały i niezdolny do samodzielnego przekształcenia.
Społeczeństwo niemieckie dzieliło się na kasty, które
wzajemnie się tłumiły, uniemożliwiając jakąkolwiek walkę o
prawdziwą wolność. Władcy Niemiec utrzymywali swoją władzę,
podtrzymując archaiczne struktury społeczne i dbając o ich
reprodukcję.
W tym politycznym i społecznym impasie filozofia powinna
analizować rzeczywiste warunki społeczne, jednak niemiecka
filozofia prawa – na czele z Heglem – wyprodukowała jedynie
abstrakcyjną interpretację i apologię nowoczesnego państwa.
Marks zastanawia się, czy możliwa jest w Niemczech rewolucja,
która nie tylko pozwoli im dogonić nowoczesne kraje, ale wręcz
od razu przenieść je na wyższy poziom rozwoju społecznego.
Jako siłę zdolną do tak radykalnej zmiany wskazuje proletariat
– klasę, która nie ma nic do stracenia i która, by się
wyzwolić, musi zakwestionować cały istniejący porządek.
Wyzwolenie proletariatu oznacza wyzwolenie całego
społeczeństwa.
Jeśli niemiecka rewolucja ma się udać, musi być gruntowna i
powszechna – częściowa zmiana polityczna nie wystarczy.
Konieczne jest całkowite zniesienie istniejących stosunków
politycznych i społecznych. Zdaniem Marksa proletariat
potrzebuje filozofii jako przewodnika, ale jednocześnie
filozofia nie może się urzeczywistnić bez proletariatu.
Proletariat uzbrojony w filozofię miał stać się siłą zdolną do
obalenia starego świata i stworzenia nowego – świata, w którym
człowiek będzie naprawdę wolny.
Niektórzy hegliści zarzucają Marksowi, że krytykował Hegla,
ale nigdy nie rozliczył się jasno z tym, co mu zawdzięczał.
Marek Siemek – heglista-marksista, który mnie samego
wprowadził do filozofii – uważał "Przyczynek do krytyki..." za
tekst niedialektyczny, a nawet nietranscendentalny. Zarzucał
Marksowi, że pod wpływem Feuerbacha jedynie odwrócił podmiot i
orzecznik, omijając sedno problemu – heglowską filozofię
prawa, rozumianą jako „próbę ujęcia samej przedmiotowości
społecznej jako takiej w jej całościowej strukturze”.
Siemek twierdził, że „dojrzały Marks” pozostał „więźniem”
swojej nieudanej krytyki Hegla, przez co „nie mógł pozostawić
swoim uczniom i następcom żadnych jasnych i jednoznacznych
sformułowań dotyczących typowo heglowskich zagadnień teorii
państwa, prawa i władzy politycznej”. Konsekwencją tego
niespłaconego długu wobec Hegla było, według Siemka,
poświęcenie „samej przedmiotowości społecznej” oraz
„międzypodmiotowej przestrzeni racjonalnego dyskursu”, która
ustąpiła miejsca wszechobecnej przemocy.
Zdaniem Siemka, gdyby Marks spłacił swój dług wobec Hegla,
marksizmowi łatwiej byłoby zmierzyć się z problemem władzy
politycznej i jej roli w społeczeństwie i być może nie
wydarzyłby się stalinizm.
Przeczytałem tekst Stalina o dialektyce i nie wydaje mi się,
by Marks był w stanie Stalina uratować. Nie interesuje mnie
też szczególnie kwestia wzajemnych długów filozofów wobec
siebie, a już tym bardziej ich „spłacania”. To akademickie
kwestie, czasem przydatne do zrobienia porządnego przypisu.
Marks krytykował Hegla, ale przejął od niego więcej, niż
chciał przyznać – zwłaszcza w kwestii rozumienia świadomości,
która, podobnie jak wszystko w marksizmie, jest niezrozumiała
poza społeczeństwem.
Heglowska krytyka uwikłania świadomości w struktury społeczne
i marksowska krytyka ekonomii politycznej to tak naprawdę ten
sam projekt. Hegel nie traktował myślenia jako narzędzia – dla
niego było ono częścią rzeczywistości. Świadomość rzadko zdaje
sobie sprawę z własnych uwarunkowań i nigdy w pełni ich nie
obejmuje.
Marksowska krytyka religii, prawa i państwa to nie tylko
rozpoznanie ich funkcji ideologicznych, ale także próba
zrozumienia, że nie są one neutralnym odbiciem rzeczywistości,
lecz jej aktywnym kształtowaniem. Ideologia nie jest jedynie
„fałszywą świadomością” – pełni również funkcję organizującą
rzeczywistość społeczną. Dzięki temu podwójnemu rozumieniu
krytyki przestaje ona być jedynie przedrzeźnianiem systemu, a
staje się przyczynkiem do jego opisu i zmiany.
Posted on: 2025-03-25
Dziś przeczytałem, że Izrael zabił jednego z moich ulubionych
reporterów ze Strefy Gazy – dwudziestoczteroletniego Hosama
Szabata.
Po raz pierwszy zwróciłem na niego uwagę, oglądając nagranie,
w którym palestyńska dziewczynka mówiła mu, jak bardzo się
cieszy, że go widzi, bo myślała, że stał się męczennikiem. Nie
wiem, czy ta dziewczynka jeszcze żyje. Od tamtego czasu Izrael
zabił bardzo dużo dzieci.
W minioną niedzielę uczestniczyłem w demonstracji solidarności
z Palestyną w Krakowie. Miałem okazję wygłosić krótkie
przemówienie, które rozpocząłem od historii innego młodego
Palestyńczyka. Jadąc rowerem przez dzielnicę Al-Tufah w
pobliżu miasta Gaza, znalazł on martwe niemowlę wyrzucone na
ulicę falą uderzeniową po izraelskiej bombie.
Według ostrożnych szacunków palestyńskiego Ministerstwa
Zdrowia, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy takich
"tragicznych przypadków", jak zwykły mówić o tych wydarzeniach
korporacyjne media, było ponad 50 000. Tymczasem bardziej
wiarygodne dane z magazynu The Lancet wskazują, że liczba
ofiar izraelskiego ludobójstwa już dawno przekroczyła 200 000.
Podczas wystąpienia mówiłem o nierozerwalnych związkach między
kapitalizmem, imperializmem i oporem wobec nich. System, który
produkuje izraelską nekropolitykę, to ten sam system, który
wyzyskuje pracowników, niszczy środowisko naturalne i utrwala
patriarchalne struktury władzy.
Na demonstracji obecnych było pół tuzina organizacji
politycznych. Sprawa palestyńska stanowi punkt przecięcia
licznych wątków krytyki systemowej. Refleksja o Palestynie
nieuchronnie prowadzi do pytania, w jaki sposób imperializm i
kapitalizm kształtują rzeczywistość społeczną na wszystkich
jej poziomach - prawda ta jest zawsze blisko, nawet jeśli nie
zawsze oczywista, zasłonięta bezpośrednią przemocą.
Kapitalistyczna logika zysku, ze swymi nieodłącznymi
kryzysami, produkuje nie tylko materialne odpady, ale i
ludzkie tragedie. Nie zawsze przybiera to tak drastyczne formy
jak w Strefie Gazy czy na Zachodnim Brzegu - wystarczy
wspomnieć, że gdyby NFZ był finansowany na poziomie
europejskiej średniej, w Polsce co roku umierałoby o 10 000
osób mniej.
Choć stosunkowo łatwo wyobrazić sobie poprawę funkcjonowania
systemu opieki zdrowotnej w Polsce, to już wykorzenienie
systemowo wytwarzanej przemocy w skali globalnej wymagałoby
fundamentalnej przemiany całego światowego porządku
politycznego.
Przemoc imperialistyczna odgrywa kluczową rolę w utrwalaniu
globalnego systemu wyzysku. Jak trafnie - być może niechcący -
zauważył wiceprezydent USA w przemówieniu na forum bogatych
nerdów, pierwotny zamysł globalizacji zakładał utrwalenie
istniejącej hierarchii: państwa peryferyjne miały na zawsze
pozostać na niższych szczeblach globalnych łańcuchów wartości.
Ta nierówna wymiana gospodarcza i polityczna między Globalną
Północą a Południem stanowi fundament kapitalistycznego
systemu wyzysku. Nic więc dziwnego, że Północ nieustannie
rewitalizuje kolonialne narracje i zwalcza wszelkie próby ich
dekonstrukcji podejmowane przez rdzenne społeczności. To
dlatego korporacyjne media demonizują palestyński, jemeński,
libański opór tak jak dawniej demonizowały opór kenijski czy
południowoafrykański.
Imperialistyczna przemoc służy systematycznemu tłumieniu oporu
przeciwko wyzyskowi. Gdy opór okazuje się skuteczny, kapitał
zmuszony jest zmierzyć się z rzeczywistymi kosztami produkcji,
co z kolei zaostrza i przyspiesza nadejście kryzysów
systemowych. To dlatego system tak bardzo upiera się przy
trwaniu projektów politycznych w rodzaju izraelskiego, czy
południowoafrykańskiego apartheidu.
Globalny kapitalizm kreuje iluzję zunifikowanego systemu
wymiany, rzekomo opartego na wspólnych regułach to kapitalizm
rodem z książek Fernanda Braudela - w którym elity Globalnej
Północy nieprzerwanie utrzymują dominującą pozycję ale dzieje
się to dzięki wolnemu handlowi czy też międzynarodowemu ładowi
opartemu na regułach. W tym narracyjnym konstrukcie niedolę
Globalnego Południa przedstawia się jako wynik nieudanej
implementacji kapitalizmu, podczas gdy bogactwo Północy ma
rzekomo świadczyć o jego sukcesie.
Ta ideologiczna zasłona celowo pomija fakt, że sama nierówna
wymiana oraz imperialistyczna przemoc stanowią nieusuwalne
elementy kapitalistycznego systemu produkcji w jego obecnej
formie.
Przezwyciężenie tej nierównowagi wymaga przezwyciężenia
imperializmu. Oczekiwanie, że kapitalistyczne elity i ich
państwa zaakceptują rozwiązania, które zagrożą ich zyskom jest
naiwnością. Dla państw Południa kluczowe dla przezwyciężenia
imperializmu jest, jak to ujęli towarzysze z Progressive
International w analizie koncepcji Nowego Międzynarodowego
Porządku Ekonomicznego (NIEO) dekolonizacja i suwerenność
gospodarcza, w ramach której uniezależnią się technologicznie
od Północy, odzyskają kontrolę nad finansami i zmobilizują
swoje zasoby wokół dobrobytu społeczeństw i rozwoju poprzez
ustanowienie polityki przemysłowej skoncentrowanej na tych
celach z uwzględnieniem kwestii ekologii.
Lewica w naszej części świata nadal albo wprost wspiera
imperializm, militaryzm i neoliberalizm, a jej wizje zielonej
przyszłości nie zawierają niezbędnego komponentu
dystrybutywnego w odniesieniu do gospodarki i polityki, albo
nie wprost przez bicie naokoło krzaka w kwestii socjalizmu i
potrzeby głębokiej systemowej zmiany, a nawet samego faktu
istnienia antagonizmu klasowego. Samo kontrowanie prawicowych
narracji, szczególnie jeśli ogranicza się do postulatów
lepszego zarządzania tym samym systemem czy też dolania
jakiejś ilości zasobów w tym, czy innym miejscu jest skazane
na porażkę, co widać doskonale na przestrzeni ostatnich
kilkunastu lat w całej Europie.
Spora część tych problemów wynika z lęku przed wyalienowaniem
klas pracujących. Prawicy udaje się skutecznie pokazywać, że
solidarność z Południem to "wyższe podatki" a lewicy słabo
wychodzi pokazywanie, że imperializm i kapitalizm krzywdzi
pracowników na całym świecie. Skuteczne zaatakowanie
kapitalizmu na Północy wymaga zaadresowania nierówności między
Południem a Północą przy jednoczesnym powodzeniu
demokratycznej i ekologicznej transformacji systemu "w domu".
Dla przezwyciężenia tego lęku kluczowe jest zrozumienie, że
imperializm i kapitalizm NAPRAWDĘ krzywdzą pracowników na
całym świecie, a więc także "w domu"! Outsourcing pracy to
wyścig na dno w kwestii standardów pracy. Naftowi prywaciarze
czerpią zyski z wojen i kolonializmu, a więc publiczne
odnawialne źródła energii obniżają koszta i przynoszą pokój.
Migracje są spowodowane kapitalistyczną nekropolityką, a brak
solidarności z osobami w drodze pozwala rządzącym dzielić nas
i łatwiej nami rządzić...
Kluczowe dla powodzenia internacjonalistycznej polityki
uniwersalnej pracowniczej solidarności są odwaga dociekania i
mówienia prawdy o związkach naszych lokalnych zmagań z
globalną machiną wyzysku, oraz budowanie ruchu na rzecz
systemowej zmiany, a nie tylko lepszego zarządzania systemem.
Prawicowy populizm podrzuca łatwe do zrozumienia propozycje
rozwiązań jak cła czy ksenofobia. Lewica musi umieć zaoferować
klasie pracującej nie tylko lepsze propozycje, ale muszą one
być równie łatwe do zrozumienia. To nie oznacza, że musimy
kłamać albo uważać ludzi za głupków i mówić do nich jak do
głupków! My też możemy pokazać gdzie jest wróg, ale możemy
przy tym nie kłamać! Możemy mieć dobrą pracę na planecie, na
której da się żyć! Nie możemy mieć dobrej pracy na planecie,
na której da się żyć i jednocześnie prawie 3000 miliarderów.
Naszej dumie i godności nie zagrażają uchodźcy, zagrażają jej
dyrektorzy korporacji! Osadzenie internacjonalizmu w
zmaganiach klasowych może pomóc zastąpić cynizm i resentyment
solidarnością i wspólnotą gniewu.
Redystrybucja władzy na skalę globalną jest konieczna i nie
wykonamy za Globalne Południe jego pracy, ale poprzez rzucenie
wyzwania kapitałowi "u nas" możemy wesprzeć tę redystrybucję
rozwiązując jednocześnie nasze własne problemy polityczne.
Posted on: 2025-03-24
Frekwencja: 16,2%
Ewa Sładek: 7,98%
Bez przełomu w Krakowie – PO-PiS, dziadocen i liberalna
mizeria w Senacie trwają. Przy niskiej frekwencji kandydatka
Razem zdobyła solidne 7,98%. Obawiam się, że partia, skupiona
na kampanii prezydenckiej, nie wyciągnie wniosków. Ewa Sładek
nie przegrała z powodu braku kompetencji – to charyzmatyczna
polityczka, której mandat byłby wartością dla Senatu i lewicy
w parlamencie. Nie chodzi też o złe postulaty partii –
większość jest dobra, choć są wyjątki, wspomnę o nich niżej.
Problem leży głębiej: lewica dopiero buduje potencjał, a
zwycięstwa to wciąż wyjątki, nie reguła. Poza tym dobre
postulaty to za mało. Partia walcząca o władzę musi albo
wpisać się w dominujące trendy, albo skutecznie je zmieniać.
Razem próbowało tego pierwszego przez pięć lat – start z listy
Nowej Lewicy reanimował eseldowskie zombie, a odklejenie się
od NL zrobiło to ponownie (transfery z/do stowarzyszenia
Wspólne Jutro a.k.a "biejatowcy").
Skończmy z nekromancją! Pora spalić za sobą mosty prowadzące
do Czarzastego!
Liczyłem, że ten rozłam będzie szansą na solidny zwrot w lewo
– w otwartą, antysystemową narrację. W kampanii do Senatu
pojawiły się wątki klasowe, wskazywanie korporacji i bogaczy
jako źródeł problemów, ale większość energii poszła w
bezpieczne, choć słuszne postulaty. Razem ma ludzi z charyzmą
i umiejętnościami, ale teoria polityczna musi porywać masy! A
Polacy w zmianę nie wierzą – prawie 85% wyborców zostało w
domach! Mam nadzieję, że Partia Razem przestanie być partią
założoną przez socjalistów i partią, w której są socjalistki i
stanie się partią realnej, systemowej zmiany.
Pewnie wrócimy do tej rozmowy po wyborach prezydenckich.
Teraz o błędach. Po pierwsze, „prawa mężczyzn”. Tak, system
krzywdzi mężczyzn, ale nie w sposób symetryczny wobec kobiet!
Lewica nie powinna budować fałszywej równowagi – problemy
takie jak presja społeczna czy opieka psychiatryczna można
ująć w ramach walki z patriarchatem. Po drugie, polityka.
Jeśli Razem ma realnie walczyć z kryzysem klimatycznym,
patriarchatem, kapitalizmem i imperializmem, nie zrobi tego
półśrodkami typu „opodatkujmy bogatych”. To krok, ale nie cel.
Potrzeba odwagi i konsekwencji. Chciałbym wrócić do partii,
ale nie zrobię tego, jeśli nie zobaczę, że nie ma groźby
powrotu do reanimacji eseldowskiego truchła i dopóki nie
skończy się głaskanie facecików po główkach, oraz bicie wokół
krzaka w kwestii krytyki systemu. Do tego czasu – kibicuję i
będę się starał wspierać na ile mogę. Powodzenia! Gratuluję
Ewie Sładek i krakowskim Razemkom BARDZO solidnej pracy w
kampanii. Minimalnymi zasobami (kampania nie wyglądała na
bogatą) udało się Wam zwrócić uwagę dużej liczby osób. Bądźcie
z siebie dumne!
Przeczytałem książkę D. Serówki "Wielka piaskownica. Rola
USA w europejskiej polityce bezpieczeństwa i obronności" z
2003 r. Sięgnąłem po nią ze względu na toczące się dyskusje i
poczucie, że sporo z nich toczy się ad hoc i z perspektywą
sięgającą paręnaście tygodni wstecz. Jako całość rzecz jest
godna uwagi głównie ze względu na analizę dokumentów i
streszczanie ich, dużo mniej ze względu na analizę polityczną,
która pozostawia dużo do życzenia, co nie powinno dziwić
biorąc pod uwagę autora i wydawnictwo (Arcana). Jeśli nie
liczyć prawicowej perspektywy, widocznego w wielu miejscach
braku zainteresowania autora światem niezachodnim i braku
szerszej perspektywy, książka jest zrobiona porządnie. Nie
będę referował całego tekstu. Można go przeczytać w jeden lub
dwa wieczory. Chciałbym, żeby w toczących się obecnie
dyskusjach o polityce bezpieczeństwa w naszej części świata
nie brakowało kilku wątków, które da się z tej książki
wyciągnąć. Tekst Serówki jest nie najgorszym przyczynkiem do
odpowiedzi na pytanie "jak się tu znaleźliśmy?" w kwestiach
bezpieczeństwa. Po pierwsze, historia negatywnie zweryfikowała
tezę, że presja militarna może być gwarantem utrzymania
liberalnego kursu Rosji. Część lewicy dość pochopnie wnioskuje
stąd, że Rosja została do wojny w Ukrainie "sprowokowana", ale
też inna część lewicy reaguje na poczucie zagrożenia ze strony
Rosji przyjęciem rasistowskiej narracji o "orkach". Książka
pozwala zobaczyć niedostatki obu tych podejść. Nie wiemy, czy
Europa Zachodnia i byłe państwa Układu Warszawskiego mogły
zaangażować się w kształtowanie relacji na kontynencie w
wystarczająco konstruktywny dla uniknięcia obecnej wojny
sposób. Wiemy, że mogły być bardziej konstruktywne. Głównym
wnioskiem z analiz Serówki jest to, że na przestrzeni
ostatnich kilku dekad Europa trwała w mylnym przeświadczeniu,
że polityka bezpieczeństwa w Europie jest dla USA celem, a nie
narzędziem do osiągania celów. Serówka słusznie zauważa, że
USA nie weszły w swoją mocarstwową rolę na podstawie jakiegoś
wielkiego planu. Gorzej, że Europa weszła w swoją rolę
narzędzia realizacji USAńskich interesów z powodu mizerii
własnej wizji politycznej. Europejska polityka bezpieczeństwa
była kształtowana przez wypadkową interesów bogatych państw,
potrzeby utrzymania Niemiec w ryzach i potrzebę USA utrzymania
Europy na tyle silną, by była użytecznym narzędziem, na tyle
słabą, by nie była zagrożeniem dla USAńskiej hegemonii. Europa
nie chciała być zjednoczona i socjalistyczna, więc jest
dzisiaj śmieszna i pokraczna. Mówi o wartościach, demokracji i
solidarności, a jednocześnie jest pozbawiona strategicznej
autonomii, które pozwalałyby te wartości realizować. Nawet
jeśli wyda setki miliardów dolarów na zbrojenia Europa
pozostanie śmieszna, pokraczna i pozbawiona strategicznej
autonomii jeśli nie stanie się stabilnym i poważnym
politycznym podmiotem. Europa nie stanie się stabilnym i
poważnym politycznym podmiotem, dopóki nie będzie
demokratyczna. Europa nie będzie demokratyczna, dopóki w
poszczególnych państwach rządzić będą skupione na
krótkowzrocznie definiowanym interesie liberalne elity.
Chcecie bezpiecznej stabilnej Europy? Nie będzie nią "Europa
ojczyzn" ze wspólnym rynkiem, nawet jeśli będzie to rynek
uregulowany i z porządnymi instytucjonalnymi mechanizmami
antykryzysowymi, projektowanymi przez najmądrzejsze
keynesistki. Europa będzie bezpieczna i stabilna jeśli będzie
rządzona zgodnie z interesem pracującej większości. Wtedy i
tylko wtedy otworzą się też ścieżki do transformacji
klimatycznej i budowy społeczeństwa spokojnego dobrobytu, o
którym marzą lewicowe partie w naszej części Europy. Aby to
osiągnąć nie wystarczy bicie wokół krzaka hasłami "zróbmy to
po skandynawsku", "inwestujmy" i marzenia o "silnym państwie".
Aparat państwowy musimy odebrać tym, którzy rządzą nim dzisiaj
w interesie kapitału. To oni doprowadzili do absurdu
konsekwencje zrodzonego z USAńskiej hegemonii złudzenia braku
potrzeby interesowania się polityką w naszej części świata.
Lewica, jeśli nie chce bohatersko powoli oddawać pola
prawicowemu populizmowi musi mieć fajne postulaty, ale też
musi umieć pokazywać kto jest wrogiem i myśleć poważnie o jego
pokonaniu.
Ze względu na aktywność polityczną (Akcja Socjalistyczna) na
co dzień zajmuję się komunikowaniem w mediach
społecznościowych. Konwersacja w mediach społecznościowych
bywa mało konstruktywna. Nawet fediwersum ma pamięć złotej
rybki.
Nie mam złudzeń co do "etyki technologicznej". Nie ma etycznej
konsumpcji w kapitalizmie. Nie ma etycznej produkcji w
kapitalizmie. Nie ma etycznej dystrybucji w kapitalizmie. Mam
też świadomość ograniczonej wartości gestu krytyki
korporacyjnych platform, czy też wspierania "alternatywnych
modeli". Nie omieszkam informować o postach tutaj także tam.
Nie czuję też nostalgii za "wczesnym internetem". Wybrałem
Neocities jako miejsce na bloga z powodu dostępności i
prostoty.
Kaustyk polski to blog dokumentujący interwencje, refleksje i
notatki. Jego główny cel jest autodydaktyczny i
archiwistyczny, ale jako miejsce publicznie dostępne jest też
przestrzenią popularyzacji, krytyki i dialogu.